Niektórzy z Was będą pamiętać, że horrory jako gatunek filmowy jest mi obcy. Po prostu nie lubię i już, nikt mnie do tych filmów nie przekona (nawet najlepszych w gatunku) i lepiej niech nie próbuje. Carrie oglądnąłem tylko z uwagi na moją drugą połówkę, która to wręcz uwielbia się bać podczas oglądania takich filmów. W ogóle wydaje mi się, że oglądanie horrorów to domena kobiet, czy zgadzacie się ze mną?
To żywych należy się obawiać. Martwi nie zrobią nikomu nic złego. Takie słowa wypowiada jeden z bohaterów filmu „Szepty”. Dlaczego jednak zmarli ukazują się żywym? Może mają dla nich jakieś przesłanie?
Wszyscy dobrze wiemy, że wampiry są w modzie. To wszystko swój początek wzięło od słynnej sagi "Zmierzch". Przyznam, że obejrzałem dotychczasowe części i obejrzę ostatnią (premiera w listopadzie). Ot, po to żeby mieć wgląd na całość. Nie powiem, żebym się zachwycił, nie powiem nawet, że mi się podobało. Do tego, przechadzając się po księgarniach możemy zauważyć nawet specjalne stoiska z książkami o wampirach i wygląda na to, że to bardzo poczytny gatunek. O gustach się nie dyskutuje…
Recenzja takiego filmu wymaga odpowiednich warunków. Tak więc natchnienie dopadło moich trzewi w autobusie. O północy. W owym czasie pewna kobieta, przez niektórych (m.in. moją narzeczoną) nazywana „głupią ci...”, nie zamykając japy przemieszczała się z miejsca na miejsce. Nie zdziwi was chyba, że w takiej chwili człowiek zionie gniewem. Ja zionę gniewem i kreatywnością, wobec czego zacząłem zastanawiać się nad torturami (z wiadomych względów) jakie można by zastosować wobec ludzi nadmiernie energicznych.
Christopher Smith w 2004 r. nakręcił film (Lęk) ujmujący na sposób poetycki m.in. badanie ginekologiczne maczetą. Zaszczyciła nas wtedy swą obecnością na planie gwiazda niemieckiej sceny Franka Potente. Film wypadł średnio, mimo, że dobrze wypadały w nim flaki z rozciętych powłok brzusznych. W 2010 Smith złapał za kamerę już któryś raz. Niestety film, który stał się dzieckiem jego trędowatego umysłu, nie zaskoczył. Ale od początku…
Jedząc banana pomyślałem: najgorsze co może mnie dziś spotkać to to, że jedzony przeze mnie banan upadnie na podłogę a mi zrobi się z tego powodu przykro i zostanę bez kolacji. Wkrótce jednak stała się rzecz gorsza, obejrzałem film "Zaciemnienie" i o mały włos banan nie wrócił do swej skóry.
Wampiry, kto nie oglądał w życiu filmu o wampirach? Księża, kto nie oglądał ich w życiu na żywo? Jedno i drugie nam nieobce. A co gdyby to połączyć, dorzucić wątki a la wojna nuklearna, przesunąć wszystko w czasie i wywalić na dzikim zachodzie, w który zamienia się XXI-wieczne Stany Zjednoczone? Film zapowiada się niczym surrealistyczna powieść Nathanaela Westa. Nikt jednak nie wybierze się do wnętrza konia trojańskiego by poznawać świat przez odbyt. Chociaż, moim zdaniem, film raczej adresowany jest do intelektualnych odbytów a nie do widzów.
"A czy Ty ożywiłeś swoją kobietę?" - Tak, jak nową koncepcją w ukraińskich sklepach papierniczych są zeszyty z okładkami, na których widnieje żołnierz Armii Czerwonej, który patrząc znacząco, pyta: „A czy Ty odrobiłeś zadanie domowe?”, tak nową koncepcją filmową jest zombie romans Scotta Davida Russella zatytułowany „Świeże zwłoki”. Sam tytuł i koncepcja zachęcają do obejrzenia filmu. A co po naciśnięciu guzika „play”?
Oglądając kino wszelkiego gatunku widziałem już wiele. Jeszcze więcej widziałem, jeśli idzie o filmowy arsenał przedmiotów, którymi można zabić. Co może bardziej dziwić niż mordowanie wampirów ołówkiem („Od zmierzchu do świtu”) czy zarażaniu ludzi przysłowiową zupą z trupa ("Kostnica")? Po wczorajszym wieczorze z filmem już wiem. Bardziej dziwić może zombie krowa!
Przenosimy się do współczesnej Irlandii. Po filmie „Martwe mięso” nie wyobrażam jej sobie jako ostoi spokoju, z pięknymi krajobrazami, w których treści dominują pastwiska i krowy. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie (Connor McMahon) dał nam coś więcej niż film. Dał nam obraz dwóch tragedii: zwierzęcej i ludzkiej, dał też pytanie: jaka mała granica istnieje między dwoma gatunkami?
Mechaniczno-faszystowskie rżnięcie? Widząc niesmaczny tytuł filmu mało znanego reżysera pomyślałem, że staje przede mną undergroundowy obraz kinematograficzny. Pierwsza scena nie dała mi w twarz swą ordynarnością bowiem była raczej strategicznym rozważaniem nad rozlokowaniem sztucznej krwi. Niestety, tak wygląda cały film. Rzec by można, parafrazując Churchilla, krew, seks i łzy!
Do obejrzenia tego filmu skłonił mnie fakt, iż rolę główną w filmie gra Kevin Costner, którego uważam za całkiem dobrego aktora, który zazwyczaj gra w sensownych filmach. Dodatkowo przeczytałam bardzo krótkie streszczenie fabuły i zapowiadało się naprawę nieźle.
Niestety ten film to jedna wielka porażka. Samotny ojciec dwójki dzieci przeprowadza się wraz z nimi do wielkiego domu, w którym można dostać zawrotu głowy od ilości pomieszczeń. Do tego dom oczywiście stoi na totalnym odludziu, bo przecież to takie normalne, że dzieci potrzebują izolatki, a nie kontaktu z rówieśnikami.
"Naznaczony" (Insidious) to horror z 2010 roku. Polska premiera odbyła się w tym roku. Jest to dzieło James Wan'a, który wyreżyserował także "Piłę".
Obraz opowiada o małżeństwie z trójką dzieci. Niemowlakiem i małymi chłopcami, Fosterem i Daltonem. Rodzina wprowadza się do nowego domu. Jednak nic nie układa się po ich myśli. Dalton spada z drabiny i uderza się w głowę. Następnego dnia się nie budzi. Lekarze mówią, że to śpiączka. Dziwne zjawiska pogłębiają się w domu Lambertów. Zmęczeni tym, przeprowadzają się. Dziwne sytuacje jednak nie ustają. Wyczerpana Renai wzywa medium i specjalną ekipę. Jak się okazuje przyczyną wszystkich sytuacji być może jest Dalton. Ma on zdolność projekcji astralnej i zgubił się w innym świecie. Nie jest tam bezpieczny, bo jego duszę i ciało chce zabrać demon, by krzywdzić innych.
Niedawno zdarzyło mi się obejrzeć bardzo interesujący film [Rec] 2. Jest on inny niż filmy, które do tej pory widziałam. Jest interesujący, ponieważ wykorzystano w nim sposób kręcenia kamerą z tak zwanej „ręki”. To znaczy widz widzi tylko to co operator kamery i dlatego może poczuć się tak jakby naprawdę tam był i brał udział w rozgrywających się wydarzeniach.
Ostatnim filmem, który mógłbym ocenić jednym słowem była „Incepcja”. Po obejrzeniu Leonardo w świetnej produkcji nasuwało mi się jedno stwierdzenie - krótkie i dosadne „wow”. Myślałem, że długo będzie mi dane czekać na kolejne kinowe objawienie jednak jak się domyślacie myliłem się. Mimo że „Piąty wymiar” zdecydowanie nie dorasta obrazowi Christopher’a Nolan’a do pięt to i tak zasługuje na szczególną uwagę.
Po obejrzeniu pierwszej części losów Micah i Katie byłem pod wielkim wrażeniem. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatni raz oglądałem tak klimatyczny film grozy. Gdy tylko zobaczyłem zwiastun promujący drugą część zaniemówiłem ze szczęścia. Wraz z oczekiwaniem narastało napięcie. Od pierwszej minuty bałem się, że nowy obraz może okazać się klapą. Nie wiedziałem, na jakie rozwiązania zdecyduje się reżyser. Obawiałem się kiepskiej powtórki z rozrywki.
Nie lubię filmów o wampirach...i prawie podtrzymuję to zdanie po obejrzeniu tego filmu. Prawie. Fabuła dość typowa dla tego gatunku - miasteczko, w którym wszyscy wiodą na pozór spokojne życie, nic szczególnego się nie dzieje. Wszystko się zmienia wraz z pojawieniem się ślicznej dziewczynki w sąsiedztwie - Abby. Zaprzyjaźnia się ona z Owenem - chłopcem mieszkającym drzwi obok. Oboje wyalienowani, nierozumiani przez świat, za to świetnie rozumiejący się nawzajem. On - największy introwertyk w szkole, gnębiony przez silniejszych i zarozumiałych kolegów z klasy, ona - ... wampir.
Pamiętam jak dziś gdy to w 1997 roku zakupiłem konsolę do gier PSX od Sony wraz z dwiema grami. Jedną z nich był "Resident Evil" z gatunku survival horror, który wtedy jeszcze raczkował. W tamtym okresie gra była wielkim hitem o którym słyszał każdy miłośnik gier video. Ja natomiast ze spoconymi dłońmi i ciarkami na plecach spędzałem długie godziny po nocach nad tym fenomenalnym tytułem. Mija 5 lat i w roku 2002 powstaje pierwszy film o wciąż głodnych zombie z Racon City. W ten sposób producenci znaleźli sprawną i wydajną maszynkę do zarabiania gotówki, więc powstały później 3 kontynuacje a obecnie gościmy w kinach część czwartą tej serii.
Lubię Costnera od zawsze i będę lubił mimo udziału w takich filmach jak ten. Biografia Toma Cruise'a pokazuje jak aktor starannie dobiera zawsze role, ma nosa, może dobrego agenta no i zwyczajnie szczęście. Mimo tego, że jest pokręconym scjentologiem, jakimże mężem czy ojcem - aktorem jest wybornym i w sumie nie widziałem słabego filmu z tym mikrusem o uśmiechu wartym 20 mln dolarów - jak się go nazywa w Hollywood.
Kariery różnych moich ulubionych aktorów potoczyły się inaczej, choć moim zdaniem nie są obdarzeni mniejszym talentem niż Tom.
Kolejny zmarnowany potencjał, kolejne znane nazwiska zarobiły po minusie. Cóż poradzić...nie pierwszy i nie ostatni raz. Ale przyznam szczerze, że o ile Del Toro mi jest dość obojętny to Hopkins już nie. Sir Anthony Hopkins ma na swoim koncie świetne role i ogólnie uważany jest za jednego z najlepszych aktorów poprzedniego pokolenia, więc tym bardziej nie wypada grać w czymś takim jak "Wilkołak".
Treść filmu jest chyba oczywista każdemu kto urodził się w cywilizowanym kraju. Bo któż nie słyszał o strasznym wilkołaku, który rozszarpuje ludzi przy pełni księżyca?
Specem od horrorów nigdy nie byłem i zapewne już nie będę. Jest to dla mnie gatunek, który w znacznej części opiera się na powtarzaniu tych samych scenariuszy. Ostatnie lata tego gatunku to po prostu płycizna fabularna na poziomie Rowu Mariańskiego. Zazwyczaj flaki, krew, flaki, tasaki, flaki, piły, flaki, noże i przeróżne techniki ciosania, cięcia, krojenia, kłucia ciała człowieka jakie można sobie tylko wyobrazić by ujrzeć w pełnej okazałości...flaki. Czy to jest straszne? Nie, to jest odrażające, odpychające i niesmaczne. Takie są głównie obecne horrory i na szczęście póki co udaje mi się ich unikać. Uff...
Wyobraźcie sobie środek pustyni na której, przy drodze stoi stara stacja benzynowa. Jakie to typowe dla Stanów Zjednoczonych, zawsze się zastanawiałam czy faktycznie takie bary przydrożne istnieją - brudne, śmierdzące, zapyziałe z wiecznie spoconym właścicielem w tle. W ilu filmach oglądamy zabłąkanych turystów poszukujących schronienia i ratunku w takich spelunach?
Akcja filmu legion odbywa się właśnie w takiej dziurze. Na bezkresnym pustkowiu stoi stacja benzynowa, w której pracuje piękna kelnerka w zaawansowanej ciąży, w której notabene kocha się syn właściciela.
Zwiastun filmu "Opętani" strasznie mnie zaciekawił. Pomyślałam sobie: "wreszcie powstał prawdziwy film grozy, na którym ludzie będą obgryzać paznokcie ze strachu". Zawsze bałam się tych scen, w których jakiś nieznajomy przechadza się w ciemnym domu i ostrym narzędziem rysuje ścianę czy podłogę. Gdy zobaczyłam te straszliwe widły, które widnieją na plakacie tego filmu stwierdziłam: "Tak to będzie film na którym będę umierała ze strachu".
Paranormal Activity można śmiało uznać za miejską wersję Blair Witch Project. Filmy te upodabnia do siebie nie tylko fakt, iż przedstawiają tragiczne losy ludzi, którzy wkraczają na teren działań tajemniczych istot. I w jednym i drugim przypadku bohaterowie próbują udokumentować istnienie sił nadprzyrodzonych, nękających i burzących ludzki spokój. Co więcej, robią to oczywiście przy pomocy amatorskiej kamery, podchodząc początkowo do zjawisk z należytym dystansem, reprezentując tym samym potencjalnego sceptycznego widza.
Zabierając się za recenzję tego filmu nie wiem właściwie od czego można by zacząć, ponieważ moje zdanie po połowie filmu uległo zmianie. I stwierdzenie: Wciągający horror pełen niesamowitej akcji, może się i tu sprawdza, ale efekt końcowy psuje całokształt. Nie spotkamy tutaj również wybitnych aktorów, mających swe zasługi w wielkich wydaniach filmowych, co może niektórych zniechęcić do podjęcia oglądania horroru.
Jednak zaczynając od początku, film rozpoczyna się historią, która na co dzień ma miejsce w wielu zakątkach świata, jednak nie zdajemy sobie z niej sprawy. Mianowicie chodzi o przemoc domową jakiej zaznają kobiety.
Piątek 13… Sam tytuł budzi u mnie wielki sentyment. Nie ma chyba człowieka, który by o nim nie słyszał. Nie ważne czy jest się kinomanem, czy też tylko zwykłym zjadaczem chleba, którego przygoda ze srebrnym ekranem ogranicza się do oglądania wieczornych wiadomości. Jest to film już kultowy, którego korzenie sięgają roku 1980 i jak widać rozrosły się do olbrzymich rozmiarów, bo mamy rok 2009 i 12 kontynuacji na koncie. Jest to dość imponujący wynik. Dorównuje mu chyba tylko równie wspaniała i równie kultowa już seria „Koszmar z ulicy Wiązów”, której jeśli się nie mylę jest około 10 części (w czym ostatnia jest obecnie w fazie kręcenia). Co do filmów na kolejny tasiemiec zapowiada się seria filmów „Piła”, której mamy 6 części i zapewne będą kolejne. Pewnie zapytacie dlaczego reżyserzy podejmują się kolejnych reanimacji tych serii.
Muszę przyznać, że film zaciekawił mnie od samego początku, gdy w Internecie ukazały się pierwsze trailery i plakaty. Po ich obejrzeniu od razu włączył mi się mój ukryty chromosom zombie-maniaka : ) Jako, że jest mało wybitnych filmów o żywych trupach i od genialnego według mnie „Świtu żywych trupów” z 2004 roku nie ukazało się nic godnego uwagi, byłem do niego dość sceptycznie nastawiony. Postanowiłem jednak sprawdzić co przynosi nam już równie nadgnity ze starości niczym zombiaki rok 2009 : ) Czym zachęciły mnie owe trailery? Chyba przede wszystkim dość nietypowym połączeniem ośnieżonych gór, hitlerowskich żywych trupów i grupy młodych ludzi z jakiś przyczyn w tej malowniczej scenerii stawiających im czoło. To tyle tytułem wstępu, teraz postaram się Wam rozłożyć film na czynniki pierwsze.
Ostatnimi czasy zauważyłem, iż obecnie scena filmów grozy przechodzi poważny kryzys. Nie jest to kryzys spowodowany wypuszczaniem małej ilości filmów wymienionego wyżej gatunku. Wręcz przeciwnie, wychodzi ich dość sporo. Szkopuł tkwi w ich jakości. Zapewne koneserzy tego kina zauważyli, że jeśli chcą naprawdę poczuć dreszczyk na plecach muszą wracać do pozycji sprzed kilku lub nawet kilkunastu lat. Obecnie tym filmom brakuje przede wszystkim dobrej, mrocznej, przytłaczającej widza fabuły i klimatu. W poszukiwaniu strachu i adrenaliny wyruszyłem w internetową podróż poszukując czegoś godnego uwagi i naprawdę dobrego.
Twórczość amerykańskiej pisarki Stephenie Meyer porównywalna jest do J.K. Rowling, matki czarodzieja Harry Pottera. Jej czterotomowa saga rozeszła się po świecie w nakładzie blisko 25 milionów egzemplarzy, przetłumaczonych na 20 języków.
Dwie naprawdę utalentowane kobiety: reżyserka Catrherine Hardwicke („Królowie Dogtown”) i scenarzystka Melisa Rosenberg („Step Up”) stworzyły „Zmierzch” (dystrybutor Monolith Video), którego każda próba zakwalifikowania gatunkowego jest wręcz niemożliwa. Jego wielotematyczność nie pozwala na jednoznaczne skonkretyzowanie.
Anna (Emily Browning) powraca do domu po leczeniu w szpitalu psychiatrycznym. Senne koszmary nie dają dziewczynie zapomnieć o tajemniczej śmierci matki. Anna zaczyna pomalutku odkrywać przerażającą prawdę o tragedii z przeszłości. W tym samym czasie, ojciec dziewczyny planuje ślub z byłą opiekunką matki - Rachel. Anna wraz z siostrą Alex, podejrzewają, iż Rachel ma wiele wspólnego ze śmiercią matki, więc zamierzają wspólnie wyjaśnić całą sytuację.
"Nieproszeni goście" to remake koreańskiego horroru z 2003 roku.
Kolejny film z cyklu "Nie wiem z jakiego gatunku filmowego pochodzę". Dodam, że bardzo marny film, więc dla wielu wytrwanie do końcowych liter to będzie coś jak walka z nałogiem - nie każdy wytrzyma. Nie dość, że gatunek trudno określić, to przedział wiekowy odbiorcy również. Dla najmłodszych nie bardzo bo przecież horror, a starsi nie będą tracić czasu na chłam, gdyż jest wiele innych ważniejszych spraw.
Najbardziej szkoda jest oryginału z którego powstał ten tytuł, a pierwowzorem jest książka Stephenie Meyer. Nie miałem okazji przeczytać tej powieści, ale z tego co wiem to książka została obwołana bestsellerem i powstały nawet kolejne tomy.