No i stało się, wyciągnęli mnie do kina! Na szczęście pozwolili zadecydować o filmie. Klasycznie - w repertuarze prawie nic ciekawego, może dwie, góra trzy pozycje warte obejrzenia. Bez wahania wskazałem norweski obraz nieznanego mi reżysera - Mortena Tylduma. O Łowcach Głów słyszałem bowiem już wcześniej co nieco od mojej koleżanki o zbliżonych gustach filmowych. Wybór był jak najbardziej trafiony.
Nie wiecie może jak są kajdanki po angielsku? Nie? Ja też nie mam pojęcia. Po oglądnięciu tego filmu zastanawiałem się dlaczego ludzie wydali mu tak słabą opinię. Teraz już doskonale wiem o co chodzi. "To nie jest kolejny film dla Mass" – taki powinien być podpis na bilbordach. Wtedy film z pewnością otrzymałby oceny wyższe a tak… Tak, okazało się że połowa sali oczekiwała kolejnej części "Rambo", a nazwisko „Skolimowski” kojarzyli tylko z plakatu na którym widnieją amerykańscy żołnierze.
Ten film to świetne zobrazowanie tego jak mało różni nas od „tych złych”. Od tzw. terrorystów. Wojna w Iraku, wszystko poszło o ropę i amerykanie potrzebowali tylko jednego pretekstu żeby zaatakować Irak. Ale miałem pisać o filmie.
Podróż w oparach gorzałki i papierosów
Skandynawska komedia, zabrzmiało mi dobrze i na dobre mi wyszła. Może nie umierałem ze śmiechu, ale taki humor świetnie komponuje się z surowym skandynawskim klimatem. Tak najkrócej mogę określić ten film. Niby zabawny, ale w swej zabawie nostalgiczny i smutny, bowiem opowiada o doskwierającej samotności 30-letniego mężczyzny w trudnym okresie życiowym. Opuszczony przez dziewczynę, która zdradza go z najlepszym przyjacielem wprowadza na ekran zgorzkniałego i znudzonego życiem człowieka. Informacja o tym, że jest ojcem jej dziecka sprawia, że staje na nogi i zaczyna swoja wielką podróż. Podróż, która ma uzdrowić i zaleczyć jego zbolałe serce.
Muszę przyznać, że film zaciekawił mnie od samego początku, gdy w Internecie ukazały się pierwsze trailery i plakaty. Po ich obejrzeniu od razu włączył mi się mój ukryty chromosom zombie-maniaka : ) Jako, że jest mało wybitnych filmów o żywych trupach i od genialnego według mnie „Świtu żywych trupów” z 2004 roku nie ukazało się nic godnego uwagi, byłem do niego dość sceptycznie nastawiony. Postanowiłem jednak sprawdzić co przynosi nam już równie nadgnity ze starości niczym zombiaki rok 2009 : ) Czym zachęciły mnie owe trailery? Chyba przede wszystkim dość nietypowym połączeniem ośnieżonych gór, hitlerowskich żywych trupów i grupy młodych ludzi z jakiś przyczyn w tej malowniczej scenerii stawiających im czoło. To tyle tytułem wstępu, teraz postaram się Wam rozłożyć film na czynniki pierwsze.