Oglądając kino wszelkiego gatunku widziałem już wiele. Jeszcze więcej widziałem, jeśli idzie o filmowy arsenał przedmiotów, którymi można zabić. Co może bardziej dziwić niż mordowanie wampirów ołówkiem („Od zmierzchu do świtu”) czy zarażaniu ludzi przysłowiową zupą z trupa ("Kostnica")? Po wczorajszym wieczorze z filmem już wiem. Bardziej dziwić może zombie krowa!
Przenosimy się do współczesnej Irlandii. Po filmie „Martwe mięso” nie wyobrażam jej sobie jako ostoi spokoju, z pięknymi krajobrazami, w których treści dominują pastwiska i krowy. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie (Connor McMahon) dał nam coś więcej niż film. Dał nam obraz dwóch tragedii: zwierzęcej i ludzkiej, dał też pytanie: jaka mała granica istnieje między dwoma gatunkami?
Nie wiecie może jak są kajdanki po angielsku? Nie? Ja też nie mam pojęcia. Po oglądnięciu tego filmu zastanawiałem się dlaczego ludzie wydali mu tak słabą opinię. Teraz już doskonale wiem o co chodzi. "To nie jest kolejny film dla Mass" – taki powinien być podpis na bilbordach. Wtedy film z pewnością otrzymałby oceny wyższe a tak… Tak, okazało się że połowa sali oczekiwała kolejnej części "Rambo", a nazwisko „Skolimowski” kojarzyli tylko z plakatu na którym widnieją amerykańscy żołnierze.
Ten film to świetne zobrazowanie tego jak mało różni nas od „tych złych”. Od tzw. terrorystów. Wojna w Iraku, wszystko poszło o ropę i amerykanie potrzebowali tylko jednego pretekstu żeby zaatakować Irak. Ale miałem pisać o filmie.