Oglądając kino wszelkiego gatunku widziałem już wiele. Jeszcze więcej widziałem, jeśli idzie o filmowy arsenał przedmiotów, którymi można zabić. Co może bardziej dziwić niż mordowanie wampirów ołówkiem („Od zmierzchu do świtu”) czy zarażaniu ludzi przysłowiową zupą z trupa ("Kostnica")? Po wczorajszym wieczorze z filmem już wiem. Bardziej dziwić może zombie krowa!
Przenosimy się do współczesnej Irlandii. Po filmie „Martwe mięso” nie wyobrażam jej sobie jako ostoi spokoju, z pięknymi krajobrazami, w których treści dominują pastwiska i krowy. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie (Connor McMahon) dał nam coś więcej niż film. Dał nam obraz dwóch tragedii: zwierzęcej i ludzkiej, dał też pytanie: jaka mała granica istnieje między dwoma gatunkami?
Mechaniczno-faszystowskie rżnięcie? Widząc niesmaczny tytuł filmu mało znanego reżysera pomyślałem, że staje przede mną undergroundowy obraz kinematograficzny. Pierwsza scena nie dała mi w twarz swą ordynarnością bowiem była raczej strategicznym rozważaniem nad rozlokowaniem sztucznej krwi. Niestety, tak wygląda cały film. Rzec by można, parafrazując Churchilla, krew, seks i łzy!
Odbierając telefon nigdy nie wiesz kto jest po drugiej stronie. Nie wie tego również młody Ryan z filmu „Komórka” w reżyserii Davida R. Ellisa , który odbierając telefon usłyszał po drugiej stronie kobiecy głos błagający o pomoc. Początkowo uważa to za głupi żart, ale kiedy w słuchawce słyszy rozpaczliwe krzyki Jessiki postanawia jej pomóc. Zdaje sobie sprawę, że jest jej jedyną nadzieją. Nie może liczyć na pomoc policji, gdyż nie chcąc tracić kontaktu z kobietą - wiedział, że gdyby się rozłączył już nie udałoby się jej z nim połączyć. Nie może z powodu braku zasięgu przekazać telefonu policjantom z wydziału zajmującego się porwaniami. Przekazuje jednak telefon dyżurnemu policjantowi, który po namyśle postanawia to sprawdzić. Ryan nie ma czasu musi zdążyć przed bandytami, którzy chcą także porwać syna i męża Jessici. Rozpoczyna się walka z czasem.
Film zrealizowano w 2004 roku. Kilka dni temu został wyświetlony w telewizji. Pomimo upływu lat nie traci na swej wyrazistości przedstawionych postaci. Na ważności poruszanych spraw. Jest głęboką analizą rodziny.
Obraz łączy w sobie elementy dramatyczne i komiczne. Umieściłabym film w nurcie obyczajowym. Dlaczego? Temat filmu dotyczy naszej codzienności. Zmagania się z różnymi wyzwaniami przed którymi stawia nas życie. Nierzadko są to momenty dramatyczne, przepełnione wielkim ładunkiem emocjonalnym. Decyzje jakie zostaną podjęte zaważą na naszym życiu oraz życiu nam bliskich. W pierwszej chwili trudno objąć logiką lawinę zdarzeń. Wydaje się iż jest to koniec świata. I dalej nic, i dalej pustka. Lub rzucamy się w wir pracy, odgradzając się od zdarzenia- może czas się cofnie? Może znów będzie po staremu? Może ona wróci? Może praca znieczuli- tak mocno, do końca- i stale będziemy zagłuszać powstałą pustkę? Nagłą utratę?
Polski film drogi z Markiem Kondratem (dziś koneserem wina, wtedy jeszcze aktorem), z niezmiennie piękną Magdaleną Cielecką i coraz bardziej popularnym Jackiem Poniedziałkiem. I to chyba tyle w temacie. Film można obejrzeć ale nie należy spodziewać się fajerwerków.
Wszystkie recenzje dotyczące tego filmu wspominają, iż „Trzeci” miał nawiązywać do filmu Romana Polańskiego „Nóż w wodzie”. Ponieważ nie widziałam tej produkcji, nie mam więc odniesienia. Obejrzałam „Trzeciego” bez żadnych porównań, oczekiwań.