Niektórzy z Was będą pamiętać, że horrory jako gatunek filmowy jest mi obcy. Po prostu nie lubię i już, nikt mnie do tych filmów nie przekona (nawet najlepszych w gatunku) i lepiej niech nie próbuje. Carrie oglądnąłem tylko z uwagi na moją drugą połówkę, która to wręcz uwielbia się bać podczas oglądania takich filmów. W ogóle wydaje mi się, że oglądanie horrorów to domena kobiet, czy zgadzacie się ze mną?
Z tego co pamiętam, nawet jak byłem młodym widzem i miałem naście lat, to takie filmy jak "Robot Jox" czy wszelkie tasiemce azjatyckiej Godzilli zwyczajnie mnie odpychały. Wtedy był to dla mnie marny sposób na spędzanie czasu przed odtwarzaczem video i telewizorem, szukałem innego rodzaju filmów, ten gatunek mi nie podchodził. Minęło już trochę lat od tamtych dni i uznaję, że w tej materii się nie zmieniłem, poglądy nadal podobne. Mimo to, zachęcony recenzjami znajomych, postanowiłem sprawdzić na własnej skórze czym jest wychwalany "Pacific Rim", bo ogólnie lubię przecież science-fiction.
Redemption czyli odkupienie. Tak powinno tłumaczyć się tytuł tego filmu. W Polsce pojawił się on jednak pod tytułem „Koliber” w reżyserii Stevena Knigtha. Jest to opowieść o cierpiącym na uraz posttraumatyczny dezerterze z wojskowych sił specjalnych stacjonujących w Afganistanie Joey Jonesie, który po ucieczce z wojska ląduje na mrocznych ulicach Londynu, jako bezdomny. Żyjąc wśród bezdomnych powoli zaczyna żyć takim samym życiem stopniowo zapominając o tym kim był i co przeżył. Pewnego dnia zostaje pobity przez kilku opryszków i trafia do upuszczonego mieszkania co daje mu możliwość na przyjęcie nowej tożsamości i powrót do normalnego życia.
Ostatnimi czasy nie pisałem recenzji. Powody są dwa: primo – oglądałem filmy tak beznadziejne, że nie da się o nich nic napisać, secundo – oglądałem filmy tak dobre, które odbierają swym mistrzostwem umiejętność tworzenia na ich temat opinii. Zdaje się, że wszystko co się napisze o „Długu” Krzysztofa Krauzego czy „Szkolnej jatce” Josepha Kahna jest zaledwie nabożną prośbą żebraka skierowaną do bogacza i skazaną na niepowodzenie. Takie są wszelkie słowa krytyczne pod adresem tych dzieł, choćbyście zaprzeczali, ich autorytet jest niepodważalny.
Film przedstawiający współczesny obraz polskich stróżów prawa, którzy pilnując porządku na ulicach, okazuje się, że sami mają „bałagan” w swoim życiu, w głowach i na komendzie. Pierwsza scena, którą widzimy to świętujące towarzystwo na domowej imprezie, alkohol leje się strumieniami, wszyscy się śmieją i opowiadają historie. Pocałunkom, szczerym uściskom nie ma końca. Na pierwszy rzut oka widać, że się wszyscy bardzo dobrze znają i szanują. Niesamowicie czują się w swoim towarzystwie i błędem nie będzie jeśli pomyślimy, że to jedna wielka rodzina. I takie ciepłe relacje panują nie tylko po ale również i w pracy.