Abraham Lincoln: Łowca wampirów

Wszyscy dobrze wiemy, że wampiry są w modzie. To wszystko swój początek wzięło od słynnej sagi "Zmierzch". Przyznam, że obejrzałem dotychczasowe części i obejrzę ostatnią (premiera w listopadzie). Ot, po to żeby mieć wgląd na całość. Nie powiem, żebym się zachwycił, nie powiem nawet, że mi się podobało. Do tego, przechadzając się po księgarniach możemy zauważyć nawet specjalne stoiska z książkami o wampirach i wygląda na to, że to bardzo poczytny gatunek. O gustach się nie dyskutuje…

W zasadzie na "Abrahama Lincolna: Łowcę wampirów" wybrałem się przypadkowo. Wchodząc do sali kinowej pomyślałem: nie oczekuj wiele, to kolejny film o wampirach, zapewne dla nastolatek. W dodatku trafiłem na seans w 3D, a nie jestem fanem niewygodnych okularów. Jakże wielkie było moje zaskoczenie, już po kilku minutach filmu.

Przenosimy się do roku 1818. To już jest wielki plus. Jakoś bardziej byłem w stanie uwierzyć w wampiry "żyjące" blisko 200 lat temu niż teraz. Mam świadomość, że to trochę naciągany argument, aczkolwiek filmy fantasy powinny wprowadzać w odpowiedni klimat. Młody Abraham Lincoln, przyszły prezydent USA, jest świadkiem śmierci swojej matki. Po latach dowiaduje się, że była to sprawka krwiopijczych wampirów. Postanawia zemścić się na bestiach. Na swojej drodze spotyka Henr'ego Sturges'a (Dominic Cooper), który zdradza mu tajniki walki z wampirami.

I tak Abe sobie walczy, i walczy. Bitwy nakręcone są w bardzo dobry sposób, do tego efekt 3D i przyznam szczerze, że sam robiłem uniki głową, machałem rękoma i zamykałem oczy. Jak za dawnych lat, kiedy pojawiały się pierwsze, piętnastominutowe filmy w 3D nastawione wyłącznie na efekt.

Timur Bekmambetow, mało znany reżyser, poradził sobie naprawdę bardzo dobrze. Fabuła stworzona, również bardzo interesująco i klimatycznie, ale nie ma co się dziwić, skoro scenariuszem zajął się Seth Grahame-Smith, scenarzysta "Mrocznych Cieni" (reż. Tim Burton). W obu filmach zrobiono świetne charakteryzacje, dopełnione odpowiednimi kostiumami. Niestety te elementy nie przysłaniają strasznej gry aktorów w „Abrahamie…”. I słowo "straszny" nie jest określeniem klimatu, a wyrazem niesamowitej tandety...

Jednak "Abraham Lincoln..." to nie tylko film o wampirach. Jest to również swego rodzaju biografia szesnastego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Poznajemy wiele autentycznych faktów z życia Lincolna, chociażby jego pochodzenie, zapędy prawnicze, wygrana wojna czy walka z niewolnictwem. Właśnie zniesienie niewolnictwa i rasizmu to główny aspekt filmu. W tym miejscu znajdziemy nawiązanie do współczesności, bo przecież problem niechęci do ludzi innego koloru skóry jest nadal aktualny.

Z ekranu wylewają się hektolitry krwi obryzgującej widzów. Głowy zabitych walają się niemal pod nogami. Mistrzowski sposób władania siekierą ze srebrnym ostrzem to atut Abe, który nie zawaha się walczyć z bestiami. Zastanawia mnie tylko, dlaczego akurat srebro staje się jedyną bronią. Przecież można było użyć czosnku czy drewnianego kołka.

Podsumowując, nie jest to kino, od którego wymaga się wiele. Ale i po co? Skoro sam tytuł już jest paradoksem: "Abraham Lincoln, prezydent USA: Łowca i morderca wampirów, skaczący po grzbietach koni i dachach pociągów". Idąc do kina miejcie to na uwadze.

Pozostaje tylko jedno pytanie... Czy aby przypadkiem, pani z warzywniaka albo taksówkarz nie są wampirami? Nie zdziwcie się, kiedy na ulicy zobaczycie w akcji potomka Lincolna!

OCENA AUTORA: 7/10

Autor: Sebastian Misiuk

Zdjęcie: Wikipedia

Twoja ocena: Brak Średnia: 5.7

Dodaj nową odpowiedź

WskazówkiWskazówki
CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na poniższym obrazku.
By submitting this form, you accept the Mollom privacy policy.

Serwis używa plików cookie, które są niezbędne do komfortowego korzystania z portalu, m.in. utrzymania sesji logowania. Możesz w dowolnej chwili zmodyfikować ustawienia cookie w swojej przeglądarce. Aby dowiedzieć się więcej przeczytaj informacje o cookie.