Zawiedziony i trochę oszukany. O tak właśnie się poczułem się po opuszczeniu sali kinowej. „Spectre” to średni film akcji z ogromnym budżetem reklamowym, który skutecznie nakręcał widza od ładnych paru tygodni.
No i doczekaliśmy się premiery światowej, ogromny zachwyt widzów, recenzentów i krytyków filmowych. Słyszymy i czytamy, że to najlepsza część Bonda, a Daniel Craig to najlepsze wcielenie 007 od początku świata. Ciężko nie dać się nabrać, bo przecież większość nie może się mylić (hehe) no i sam New York Times pieje z zachwytu, więc to musi być hit! Do kina szedłem na pewniaka, że to będzie dobrze spędzony czas i nie będę kręcił nosem bo to przecież kolejna przygoda z Jamesem Bondem! Ehhh...
Co mnie najbardziej rozczarowało na seansie? Otóż brak większych emocji i rozmachu. Bo właśnie tego oczekiwałem pamiętając dokładnie poprzednie tytuły z J.B..
Emocji nie było prawie w ogóle (prawie, bo na przykład podczas torturowania Jamesa miałem jednak spocone dłonie), a to bardzo źle dla filmu akcji. Dobrym przykładem może być pościg samochodów. Rewelacyjne sportowe super auta, piękna sceneria (ulice Rzymu), ale same sceny tzw. akcji to przeciętniaki. Ten pierwszy niby uciekał, a ten drugi niby go gonił. Ale jednak daje się odczuć i zauważyć, że ten drugi nie chciał go jednak dogonić, a chciał jedynie tylko pojeździć za nim by mieć dobre ujęcia w kamerze dla siebie i swojego auta :/ Sami zobaczycie, nuda jak flaki z olejem. W zestawieniu z na przykład leciwym „Roninem” z 1998 roku, „Spectre” pod kątem pościgu wypada tak biednie, że wierzyć się nie chce, a te filmy dzieli 17 lat!
Rozmach to kolejne moje oczekiwania z uwagi na całą serię o Bondzie. Gdy przypomnę sobie na przykład sceny z „GoldenEye” i szturm Jamesa czołgiem po Moskwie lub pościg na lodowisku w „Śmierć nadejdzie jutro” albo akcje z łodzią podwodną w „Świat to za mało” to wiem czym jest rozmach zapadający w pamięci. Ale „Spectre” prawie nie posiada takich scen (pierwsze 10-15 minut filmu jest wyjątkiem). Poza akcją w Meksyku, nic tam na mnie nie zrobiło wrażenia i nie będę po miesiącach czy latach wspominał super scen bo ich nie było. A oczekiwania od samego początku filmu są ogromne bo z biegiem czasu dowiadujemy się z jak ważnym i znaczącym zbirem mamy do czynienia i jak ogromne znaczenie dla tej części i poprzednich ma ten czarny charakter. I widz myśli sobie „O cholera, to będzie na pewno lepsze niż wszystko inne co widziałem, przecież chodzi o bossa wszystkich bossów!”. A okazuje się, że nadzieje są płonne bo jest po prostu marnie i nic nowego, zaskakującego nie zobaczymy. Widz pomyśli najwyżej „To już było!” i tyle.
Ehhh... szkoda, bardzo szkoda. Bo to przecież sam James Bond, a na kolejnego musimy poczekać pewnie ze dwa lata. „Spectre” poległ i ani Craig, ani Belluci, ani Waltz (tak w ogóle to przeciętna rola) ani Fiennes tego nie byli w stanie zmienić. Bo scenariusz wybitny sam w sobie nie był, a akcja w filmie akcji jest na naprawdę średnim poziomie. Ehhh...
Autor: Bartosz Studenny
OCENA AUTORA: 6,5/10
Zdjęcie: Wikipedia
Komentarze do filmu:
Nuda, nuda., nuda.
Dodaj nową odpowiedź