Prometeusz

Tym razem do kina wybrałem się z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie zdarza się to często, jednakże Prometeusz Ridleya Scotta, na długo przed wejście do multipleksów był dla mnie pozycją obowiązkową wśród tytułów, z którymi warto zapoznać się nie w domowym zaciszu, a na dużym ekranie, w dodatku w 3D. Choć na kilka dni przed seansem, zdążyłem się już naczytać niepochlebnym opinii na temat dzieła od kilku znajomych to w głębi serca wierzyłem, że w moim przypadku będzie inaczej. Jako fan serii Obcego i silny zwolennik dobrego kina s-f byłem nieugięty. Dodatkowo, takie pozycje reżysera jak kultowy już Blade Runner, Gladiator czy Helikopter w Ogniu podtrzymywały moją nadzieję w to, że i tym razem się nie zawiodę. Również oceny na IMDB były stosunkowo przychylne (7,6/10), choć nie tak rewelacyjne jakbym się początkowo mógł spodziewać. Całości mojej wiary w triumf Prometeusza dopełniła kapitalna ścieżka dźwiękowa, której słuchałem już na kilka dni przed spektaklem i równie dobry, trzymający w napięciu zwiastun, krążący od dawna po sieci.

Siadam więc na balkonach przed wielkim ekranem łódzkiego Bałtyku z ciężkimi okularami do Dolby 3D na nosie i czekam na pierwsze po zwiastunach i wstępnych napisach właściwe ujęcia filmu. Początek zapowiada się dobrze. Przede mną próbka ścieżki dźwiękowej, efektów specjalnych i zdjęć polskiego operatora Dariusza Wolskiego (kręcił chociażby: Bad Company, Eagle Eye, Alicję w Krainie Czarów czy Piratów z Karaibów) Wszystko na najwyższym poziomie. Kolejne ujęcia, spotkanie widza z częścią aktorów, w tym główną bohaterką – Elizabeth Shaw, graną przez Noomi Rapace, znaną widzowi za sprawą takich filmów jak Sherlock Holmes czy Millenium. Moje pierwsze skojarzenia – podobna nieco do Sigourney Weaver (przynajmniej z fryzury i wydatnych kości policzkowych), czyżby ukłon w stronę Obcego? Rapace zagrała bardzo przekonująco, dodatkowo ujęła mnie swoją specyficzną urodą. Brawa dla reżysera za przyznanie jej głównej roli. Z pewnością pomoże to szwedzkiej aktorce w dalszym rozwoju kariery na amerykańskiej ziemi.

Fabuła filmu rozwija się w sposób zrozumiały dla widza, wiemy gdzie wyruszają bohaterowie, jaki obrali sobie cel, kto jaką pełni na statku funkcję. Ekipa naukowo-badawcza ma dostać się na odległą planetę i o ile to możliwe nawiązać kontakt z jej mieszkańcami, którzy prawdopodobnie są naszymi stwórcami – Inżynierami. Świadczyć o tym mają hieroglify odnalezione w jaskiniach różnych dawnych cywilizacji rozsianych po całej kuli ziemskiej. Hieroglify, na których powtarza się motyw układu planet, w tym jednej, której warunki atmosferyczne sprzyjają rozwojowi organicznych form życia. Już na statku poznajemy resztę załogi, a wśród niej kolejnych dwóch istotnych aktorów.

Michael Fassbender wcielił się w postać androida Davida. Mamy tutaj kolejne odniesienie do tetralogii Obcego, gdzie w każdej części członkiem ekipy statku był również humanoidalny robot. Co ciekawe w następujących po sobie częściach roboty nosiły imiona zaczynające się na kolejne litery alfabetu. Był więc Ash, Bishoop, następnie Call, tym razem zaś David. Udane odwołanie! Wróćmy jednak do Fassbendera. Muszę przyznać, że trafiła mu się w Prometeuszu jedna z ciekawszych ról. Aktora już wcześniej ceniłem, chociażby za rolę w Eden Lake czy Niebezpiecznej Metodzie, prawdziwą klasę pokazał jednak dopiero we Wstydzie i właśnie w Prometeuszu. Zagrał nieskazitelnie i z pewnością był obok Noomi Rapace najlepszym aktorem w całym filmie. Na uwagę zasługuje jeszcze Charlize Theron, która dobrze wcieliła się w postać zimnej i wyrachowanej głównodowodzącej całej wyprawy kosmicznej. Pozostałym aktorom przypadły role drugoplanowe, nie tak wyraziste jak wcześniej wymienione, jednak zagrane bardzo poprawnie. Do doboru obsady aktorskiej naprawdę trudno jest się doczepić. Duży plus!

Pomijając grę aktorską na pochwałę zasługują również spece od efektów specjalnych. Jak na film s-f przystało (choć nie jest to space opera) jest ich sporo. Rendering stoi na najwyższym poziomie – planeta, organizmy żywe i statki kosmiczne wyglądają rewelacyjnie, nie zabrakło również kilku wybuchów i scen walki z użyciem broni maści wszelakiej. Nie podobał mi się tylko moment, w którym bohaterów dopada burza piaskowa z wyładowaniami elektromagnetycznymi. Te sceny były przekombinowane, na ekranie pojawił się taki chaos, że widz nie wiedział do końca co się tak naprawdę dzieje. Poza tym wszystko było ok. Przysłużył się temu także operator Dariusz Wolski – w Prometeuszu uświadczymy bowiem wielu dobrych kadrów, świetnych ujęć i zdjęć, praktycznie od pierwszych minut seansu.

Całkowicie zawiódł mnie jednak fakt, że po raz kolejny przerobiono film, który nie był robiony typowo pod trójwymiar na 3D. Efektów pop-up jest bowiem podczas dwugodzinnego seansu jak na lekarstwo. Po co więc dręczyć widza niewygodnymi, często męczącymi wzrok (IMAX) i przyciemniającymi obraz (Dolby 3D) okularami, skoro niewiele się na tym zyskuje? No cóż, odpowiedź jest prosta - widz traci, zyskuje kino – bilet na film 3D jest bowiem średnio o 35% droższy od normalnego. Ja poczułem się niestety oszukany, zapłaciłem więcej, zyskałem mniej. Nie wiem czy winą za to obarczać należy jeszcze producenta (prawdopodobnie tak), czy już dystrybutora, w przypadku Prometeusza nie warto jednak dopłacać do wersji trójwymiarowej ani złotówki!

Na co warto więc wydać pieniądze? Z pewnością na niezależną ścieżkę dźwiękową. Ta jest bowiem bardzo udana. Na kilka dni przed premierą pozwoliła mojej wyobraźni działać. Warto posłuchać też kawałka Mystery of the Substance, który nie trafił ostatecznie do filmu, a także motywów zwiastunowych z utworem Judge and Jury zespołu Audiomachine na czele. Reszta pozycji to typowa ścieżka kinowa tworzona na potrzeby poszczególnych scen nawiązująca niekiedy swoimi korzeniami do muzyki klasycznej. Szkoda jednak, że w filmie wykorzystano tylko fragmenty przeszło godzinnej ścieżki dźwiękowej. Ostatecznie, podczas seansu nie zrobiła ona na mnie aż tak dużego wrażenia. Mimo wszystko, słuchając OST wydawać mogłoby się, że film, choć teoretycznie mało związany z sagą Obcego, utrzymany będzie w jego konwencji – konwencji kina grozy s-f. Obcy, choć jego fabuła rozwijała się powoli, potrafił trzymać widza w ciągłym napięciu. Czy w przypadku Prometeusza to się udało?

Niestety nie. I tu właśnie jest pies pogrzebany, od pyszczka po ogonek. W pewnym momencie filmu cały czar pryska. Dość szybko, bo mniej więcej już po pół godziny seansu zdajemy sobie sprawę, że to jednak nie będzie arcydzieło a hollywoodzka porażka – przynajmniej pod względem fabuły i ogólnej konwencji. Wydawać się może, że Ridley Scott nie wiedział co chce osiągnąć i postanowił wszystkie swoje pomysły zawrzeć w jednym filmie. Z jednej strony widać liczne nawiązania do Obcego, z drugiej miało powstać zupełnie nowe dzieło odcinające się od poprzedników. Lepiej byłoby gdyby reżyser obrał jedną ze ścieżek i konsekwentnie nią kroczył zamiast serwować widzowi fabularny misz-masz z kiepską historią w tle. Ta jest bowiem iście absurdalna, a konsternacja widza pogłębia się tylko z minuty na minutę. Powstrzymuję się przed jej opisaniem tylko ze względu na to, iż powstałby wówczas z recenzji jeden wielki spoiler. Na domiar złego zachowania bohaterów filmu są irracjonalne.
Mamy do czynienia z misją badawczą, a tu każdy działa na własną rękę, za nic mając sobie poczynania współtowarzyszy i to co się z nimi dzieje. Na porządku dziennym dla załogi jest więc to, że ktoś się zgubił na obcej planecie a ktoś inny zginął w niewyjaśnionych okolicznościach śmiercią tragiczną, wyniki badań również nikogo nie obchodzą. W rezultacie poczucie grozy uchodzi z widza niczym powietrze z balonika. Jeżeli ktoś spodziewał się klimatu grozy rodem z 8 pasażera Nostromo, niech porzuci wszelką nadzieję wchodząc do kina.

Miłym akcentem był bardzo silny ukłon reżysera w stronę fanów tetralogii Aliena w końcowych minutach filmu, będący najważniejszym powiązaniem obu dzieł. Zastanawiam się jednak, czy nie lepiej byłoby gdyby Ridley Scott nie zdecydował się na to posunięcie. Wówczas Prometeusz byłby fabularną klapą w stylu Obcego nie rzucającą jednak cienia na pierwowzór sprzed lat i nie mogącą być z nim bezpośrednio wiązaną. Myślę, że fanom w zupełności wystarczą czarne plamy w postaci jakże głupiego duetu filmów Obcy kontra Predator. Na domiar złego, zakończenie Prometeusza również woła o pomstę do nieba. Jest sztampowe i tendencyjne, a co gorsza otwarte...Czy mamy więc spodziewać się kontynuacji? W pierwszej kolejności spodziewałbym się Razzie za scenariusz...

Nie pozostaje mi nic innego jak podsumować dziecko Ridleya Scotta. Muszę przyznać, że nie jest to łatwe. Mój stosunek do dzieła jest bowiem ambiwalentny. Z jednej strony mamy do czynienia z totalnie źle skonstruowaną fabułą, która przełożyła się na ogólny klimat filmu, z drugiej zaś wyborna obsada aktorska, przyjemne dla oka efekty specjalne i zdjęcia, a także dobra ścieżka dźwiękowa nie pozwalają uznać filmu za totalną wpadkę. Na Prometeusza z pewnością nie warto iść do kina, a już na pewno nie na seans 3D. Jeżeli nie jesteś fanem serii Obcego lub w ogóle nie lubisz kina science-fiction, pozycję tę z góry możesz skreślić z listy. Cały problem tkwi chyba w zbyt dużym rozreklamowaniu produkcji i nadziejami jakie tysiące osób, głównie fanów Obcego w nim pokładało. Zdając sobie sprawę, iż fabuła nie jest jedynym wyznacznikiem filmu, z dużą dozą niepewności, Prometeusza oceniam na słabe 6 w 10-cio stopniowej skali. Mimo wszystko jest to film ponadprzeciętny, szczególnie w dobie ostatniej posuchy światowego kina s-f. Od Avatara i Moon z 2009 roku, nie licząc utrzymanej w innej konwencji Incepcji nie widziałem bowiem z pozycji tego gatunku nic naprawdę dobrego (oby najnowszy Batman to zmienił). Poza tym, jeżeli dla kogoś wyznacznikiem dobrej fantastyki jest głównie fabuła, niech w pierwszej kolejności sięga po literaturę Lema, Franka Herberta czy K.Dicka, nie zaś po amerykańskie produkcje filmowe.

OCENA AUTORA: 6/10

Autor: Błażej Kopera

Zdjęcie: Wikipedia

Twoja ocena: Brak Średnia: 5.8



Komentarze do filmu:
Pasek komentarzy top

Tyle czekania i taka miernota? Scott popełnił sporą gafę i nie będzie mu to wybaczone.

Pasek komentarzy top

Dodaj nową odpowiedź

WskazówkiWskazówki
CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na poniższym obrazku.
By submitting this form, you accept the Mollom privacy policy.

Serwis używa plików cookie, które są niezbędne do komfortowego korzystania z portalu, m.in. utrzymania sesji logowania. Możesz w dowolnej chwili zmodyfikować ustawienia cookie w swojej przeglądarce. Aby dowiedzieć się więcej przeczytaj informacje o cookie.