"Lincz na Lynchu..." Po ostatniej hossie kinowej, którą przyszło mi zaliczyć, czyli powtórnym po przeczytaniu książki obejrzeniu Into the Wild, a także rewelacyjnych Nietykalnych i niewiele tylko gorszym Wstydzie, przyszła kolej na bessę. Zaczęło się od Tras el cristal, które wywarło na mnie bardzo mieszane uczucia a skończyło wczoraj na filmie, po którym spodziewałem się dużo więcej. Mowa o Inland Empire Davida Lyncha, reżysera, który wielokrotnie pozytywnie mnie zaskakiwał swoimi dziełami. Tym razem jednak, po prawie trzech godzinach spędzonych przed ekranem, niewiele będę mógł napisać w obronie dzieła.
Zawsze byłem zdania, że rok 1986 był dobrym rokiem. Wtedy to, światło dzienne ujrzeli C.K. Dezerterzy, wtedy też powstał Teleexpress i dziewiczy krążek Kultu, a na kosmiczną stację badawczą Mir przybyła pierwsza załoga. W '86 na świat przybyłem również ja. Tak się składa, że w tym samym roku na ekrany kin wszedł także drugi po Człowieku Słoniu, głośny film Davida Lyncha – Blue Velvet.
Blue Velvet jest odzwierciedleniem wszystkiego tego, co w twórczości Lyncha cenię najbardziej i co odnajdziemy w kolejnych jego filmach, chociażby w serialu i filmie pełnometrażowym Miasteczko Twin Peaks, jak i w kontrowersyjnym Mulholland Drive. Nie zabrakło więc dobrej obsady, ciekawej fabuły, świetnie dopasowanej ścieżki dźwiękowej i specyficznego klimatu grozy, który trzyma w napięciu pomimo, iż od premiery upłynęło już pełne 25 lat.
„Poznaj naszą rodzinkę” to już trzecia odsłona perypetii rodzin Focker’ów i Byrnes’ów. Jack Byrnes po raz kolejny stanie przed szansą rozbicia małżeństwa jego ukochanej córeczki Pam z nieco niefrasobliwym pielęgniarzem Gregiem. Były agent CIA stanie na głowie oraz poruszy niebo i ziemię by tylko rozdzielić kochającą się parę, ponieważ uważa, że jego córka zasługuje na kogoś lepszego na przykład na jej byłego chłopaka Kevina, który w przeciwieństwie do Grega zarabia duże pieniądze i robi wielką karierę.