Boat That Rocked

O rany, jak ja kocham filmy, które tak pozytywnie potrafią mnie zaskoczyć! Siada człowiek w fotelu, godzi się na to, że ten czas może być tak stracony jak ostatni kupon w Lotto, ale co tam? Przecież robimy to zazwyczaj w wolnym czasie, więc cóż mamy do stracenia?
"Radio na fali" czy też jak kto woli "Boat That Rocked" to poplątanie komedii, dramatu oraz filmu muzycznego. Ba, i to jak muzycznego! Chciałoby się wykrzyczeć "Rock 'N Roll Baby!", ale będę łaskawy o tej porze dla swoich sąsiadów, których średnia wieku wynosi tyle, ile sekund jest w minucie.

Nigdy nie przepadałem za opowiadaniem scenariusza filmu, więc pozwolę sobie go tylko lekko naszkicować. Mamy rok 1966. Prawie połowa mieszkańców Wielkiej Brytanii codziennie słucha swojej ulubionej stacji rockowej, która jest nadawana ze statku, a ten pływa (a raczej dryfuje) sobie po wodach tego właśnie kraju. Dlaczego radio znajduje się na starej łajbie? Ponieważ w tym czasie, rock and roll był towarem deficytowym, a wręcz zakazanym. Jedynym wyjściem było ominięcie prawa i nadawanie rocka 24h na dobę ze statku. Pomysł na film nie powala? Też tak sądziłem.

Trzeba w ogóle dodać, że tytuł ten bazuje na prawdziwej historii. To nie jest historyjka wyssana z palca, którą scenarzysta wydumał przy Jacku Danielsie. To są fakty. Naciągane? Zapewne tak, ale mimo wszystko, świadomość tego, że oglądamy historię, jeszcze bardziej podnosi walory filmu. Okazuje się, że nie tylko nasze państwo miało w przeszłości swoje abstrakcyjne granice, których dziś może się jedynie wstydzić. Zakaz nadawania rocka w rozgłośniach radiowych dziś wydaje się niewiarygodny, wręcz śmieszny. Ale założę się o dwa zimne piwa, że w '66 w Wielkiej Brytanii, na pewno nie było im do śmiechu.
Z powyższego tekstu można wywnioskować, że film jest w tonie poważnym, bo jak by nie było został osadzony między innymi w gatunku: dramat. Prawda jest jednak taka, że o wiele więcej tutaj scen humorystycznych, więc oglądanie absolutnie nie męczy, a wątki dramatyczne tylko nadają temu tytułowi klasy. Założę się, że nie jeden widz, w ostatnich scenach filmu wzruszy się nad losem wesołej, rezolutnej i nietuzinkowej załogi.

Aktorzy. Tutaj cała plejada gwiazd, ale nie tych z wielkiego Hollywoodu tylko z bliższej nam Wielkiej Brytanii(dziwne, że Polaków nie ma). Trzeba odważnie powiedzieć, że nie mamy w filmie słabej gry aktorów. Każdy się stara i daje z siebie ile może, a bryluje przede wszystkim Philip Seymour Hoffman oraz Bill Nighy. W filmie tak naprawdę nie ma głównych bohaterów (no, może poza muzyką). Każdy na statku ma swoją rolę do odegrania, swój udział w całej historii, więc w czasie projekcji poznamy wiele różnych charakterów oraz spojrzeń na ówczesny świat.

Muzyka! Ta jest kolejnym bohaterem filmu „Radio na fali”, a nawet główną przyczyną całej historii. Może nie każdego rusza obecny rock (trudno się dziwić), ale na pewno porwie ten z lat sześćdziesiątych. No bo jak można przejść obojętnie, obok dźwięków takich artystów jak The Beach Boys, The Who, The Troggs, Procol Harum, Jimi Hendrix, Cat Stevens, Dusty Springfield, David Bowie czy Leonard Cohen! Nie mam zielonego pojęcia jak będzie wyglądać soundtrack do tego filmu, ale z pewnością będzie musiał się składać z kilku płyt. Nie widzę opcji pominięcia którejkolwiek piosenki na krążku audio.

Brawa. Naprawdę wielkie brawa dla reżysera i scenarzysty zarazem - Richarda Curtisa. Gratulacje również dla każdego aktora z osobna, gdyż to oni stworzyli ten szaleńczy klimat lat sześćdziesiątych. Ta cała ekipa stworzyła film, który mogę polecać wszystkim znajomym bez obaw, że ktoś obwoła mnie bezguściem czy też dziwakiem. A nawet jeśli tak uważają, to nie mogą odmówić temu filmowi wysokiej oceny.

Autor: Bartosz Studenny

OCENA: 9/10

Zapraszamy do innej recenzji tego filmu: recenzja filmu Radio na fali

Zdjęcie: Wikipedia

Twoja ocena: Brak Średnia: 8.9



Komentarze do filmu:
Pasek komentarzy top

Bardzo pozytywny film:) Uśmiech na gębie zostaje na resztę dnia.

Pasek komentarzy top

Zajebisty film! poprostu kocham! Najleprzy jest Mark, Gavin i Qentin! Wrócę do niego nie raz!

Pasek komentarzy top

Akurat jestem sześćdziesięciominutowcem i ten film oglądałem i słuchałem z wielką frajdą! To była muzyka mojej młodości, której słuchało się wieczorami i nocami z Radia Luksemburg, przykładając ucho do radia tranzystorowego. Wszystkie utwory rozpoznawałem po pierwszych dźwiękach, większość ich mam na płytach, składankach czy mp3. Muzykę Kinksów rozpoznawała od pierwszych dźwięków moja 23-letnia córa. Choć przy Cohenie i jego "So Long Mairianne" nie dowierzała, że to Leonard, i że już w 1966 roku.

Szkoda tylko, że my w Polsce nie mogliśmy słuchać tych pirackich radiostacji, bo ich zasięg był lokalny. Wiele ich było, choć ja pamiętam tylko Radio Caroline.

Pod adresem http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt7144.html znalazłem ciekawe wspominki kogoś, kto wtedy słuchał rozgłośni morskich - ja nie potrafiłem, ale to była pewnie sprawa czułości radioodbiornika...

"Radio pirackie
Powinienem wspomnieć coś o pirackich rozgłośniach. Przed laty Jan Krzysztof Wasilewski w "Gazecie w Lublinie" (lokalny dodatek "Gazety Wyborczej") prowadził rubrykę "Więcej muzyki" i kiedyś opublikował w niej mały cykl o nielegalnych radiostacjach nadających z morza. Podzieliłem się z autorem moimi o nich wspominkami. Fragmenty listu zostały wydrukowane 2 lipca 1993 r. Cytuję z zachowanego wycinka:
"...Nasłuchiwałem tych stacji - pisze do "Więcej muzyki" pan Marek Kosmala z Lublina - w latach sześćdziesiątych. Radio England słychać było najlepiej. Jeszcze dzisiaj dźwięczy mi w uszach ich jingle "It's swinging, swinging Radio England". Nie działało długo. Nadajnik przejęli Holendrzy, by zacząć nadawać - już jako Radio Dolfin (Delfin?). Łapałem jeszcze Radio Seagull - jeśli dobrze pamiętam. Z różną jakością odbierałem Radio Caroline, a przez pewien czas łapałem nawet Caroline South i Caroline North. Łapałem też Radio London, Radio Scotland, Radio Northsea International. To ostanie działało chyba najdłużej, także na falach krótkich. Radia Caroline słuchałem tej nocy, kiedy upływał termin ultimatum, wyznaczonego przez brytyjskie władze. O północy zapowiedziano, że nadal zostają na antenie i nie zamierzają rozstawać się ze słuchaczami. I puścili "All You Need Is Love" The Beatles... Przełączyłem się na Radio London, żeby sprawdzić, jak oni się zachowują. Żegnali się ze słuchaczami jeszcze przez trzy godziny w przejmujący sposób (tak to wtedy odbierałem), nadając smutne w nastroju kawałki. Utkwił mi w pamięci The Nice i "Hang On To A Dream"... O trzeciej nad ranem usłyszałem słowa: "Milkniemy na zawsze. Żegnajcie".
Żałuję, że nie miałem wtedy magnetofonu i nie mogłem tego nagrać tak, jak nagrałem sobie ostatnie godziny Radia Luksemburg na falach średnich z 29 na 30 grudnia 1991 - i ich ostanie godziny w ogóle, w końcu roku 1992... "Swinging Station Of The Stars..." Pierwszą piosenką, jaką zapamiętałem z anteny Radia Luksemburg była "Vacation" Connie Francis, a usłyszałem ją w audycji "Discbreak", którą prowadził Brian Matthews"... Nie mogę ich odżałować. Tyle lat ich nasłuchiwałem całymi nocami... Mógłbym wspominać długo, ale czuję, że powinienem się już uspokoić..."
Dziś dla ścisłości dodałbym poprawkę: audycję "Discbreak" prowadził ktoś inny. Nie pomnę już kto. Brian Matthews miał wtedy bodaj "Spin Disc".

Na początku lat siedemdziesiątych na falach Radio Monte Carlo odkryłem Radio Geronimo. Słuchałem ich w soboty od północy do trzeciej rano. Dla mnie najlepsze radio w tamtym czasie. Nadawali chyba wyłączniez z LPs i wyłącznie rock progresywny i pokrewne gatunki. Niestety, nie działało zbyt długo."

Autor wspomnień opisał też początki muzyki rockowej w polskim radiu...

Pasek komentarzy top

"give me a ticket for an aeroplane..." yeah!!!:)

Pasek komentarzy top

ja rozumiem, że komentarz Anty to jakiś żart jest. Niewiele jest filmów, do ktorych mam ochotę wracać ale do tego wrócę na pewno nie raz! Świetny- 11/10!!!:)

Pasek komentarzy top

Stary dobry rock...

Pasek komentarzy top

zgodziłbym się nawet z kolegom Anty ale sie nie zgodze :P

Film bomba, muza super, wielki pozytyw! polecam

Pasek komentarzy top

Kiedy w kinach?

Pasek komentarzy top

Rhys Ifans to dopiero gość!!! Jego rola przyćmiła wszystkie inne pomimo tego, że nawet nie za wiele typka widać.
A najlepsze oczywiście jest końcówka filmu:) Yes, yes, yes!!!

Pasek komentarzy top

Pan Bartosz Studenny chyba oglądał inny film! Muza denna (zero techno!), biegają gołe grubasy BLEEEE (jedna scena z fajnymi laskami to za mało), nikt nikogo nie zabija... Dno ;-)

Pasek komentarzy top

Dodaj nową odpowiedź

WskazówkiWskazówki
CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na poniższym obrazku.
By submitting this form, you accept the Mollom privacy policy.

Serwis używa plików cookie, które są niezbędne do komfortowego korzystania z portalu, m.in. utrzymania sesji logowania. Możesz w dowolnej chwili zmodyfikować ustawienia cookie w swojej przeglądarce. Aby dowiedzieć się więcej przeczytaj informacje o cookie.