„Witaj w domu Panie Jenkins” - komedia z 2008 roku. Jedną z głównych ról gra Martin Lawrence /”Diamentowa Afera”, „Agent XXL”,oraz Michael Clarke Duncan/ niezapomniany John Coffey z „Zielonej mili”/. Urocza komedia rodzinna z drugim dnem. Spotkanie rodzinne jest pretekstem do głębszego spojrzenia na to co w niej trzeszczy i skrzeczy. Nie ma bowiem rodzin idealnych. W każdej w jakimś momencie są tarcia, nieporozumienia.
Sztuka jaką jest życie polega na umiejętności rozmowy, przegadania na bieżąco pojawiających się trudności. W przeciwnym razie problem odłożony na potem, czy zamieciony pod dywan nie zniknie. Mogą minąć długie lata, a rysa będzie trwać. Jeśli wszystkie strony w jednym momencie nie zdecydują się „tu i teraz” do szczerości nierzadko graniczącej z bólem- nie da się zasypać pogłębiających się pęknięć.
Lawrence gra Roscoe Jenkins'a – jest na fali, prowadząc show w TV. Jest dumny z siebie, z tego do czego doszedł. Pieniądz jest synonimem samorozwoju i sukcesem samym w sobie. Ma syna, ale nie ma zbytnio na niego czasu. Ma partnerkę z którą chce wziąć ślub. Ona jest równie ambitna, błyskotliwa. Konsekwentnie dąży do celu jakim jest kariera. Czy się kochają? Trudno powiedzieć, ten dylemat jak i wiele innych wyjaśni się w końcowych scenach filmu.
Pewnego dnia Roscoe decyduje się na przyjazd do rodzinnego domu po długich latach. Rodzice będą obchodzić złote gody. Zjeżdża się cała rodzina, a jest spora. Jest barwna, hałaśliwa. Robi wrażenie ludzi szczerych, potrafiących cieszyć się drobiazgami codzienności. On Roscoe musi się zmierzyć z sobą sprzed wielu lat. I będzie to bolało- dosłownie i w przenośni. Obok ran serca, będą śliwy na czole, podrapane policzki i obite ciałko od dość mocnego lewego sierpowego zadanego ręką krzepkiej kobitki. Będzie wciąż trwająca rywalizacja z bratem. Ich rywalizacja będzie w większości przedstawiona komiczne- choćby w scenie w kuchni z latającymi rybami, półmiskami, psami w mące i ogólnym galimatiasie, będzie to śmiech przez łzy. Roscoe będzie musiał odnaleźć siebie, zrozumieć i zaakceptować. Dopiero wtedy będzie możliwe ułożenie od nowa relacji w sumie z całą rodziną.
Obok spraw związanych z rodziną, będzie musiał od nowa przemyśleć swe relacje z dotychczasową partnerką, określić swe uczucia wobec dziewczyny sprzed lat. I tu również dokonać wyboru, czego tak naprawdę chce. Spojrzeć innymi oczami na swego syna, który jest tak naprawdę obok, któremu mógłby poświęcić więcej czasu. Musi tylko to sobie uświadomić i chcieć.
Polecam obraz smakoszom inteligentnych komedii, gdzie śmiech nie jest tylko celem samym w sobie. Gdzie znajdzie się chwila na refleksję. „Witaj w domu...” jest zgrabnie skonstruowanym rysem życia, gdzie jest czas na śmiech, ale i na świadome budowanie relacji, więzi - po latach, ale jednak. Rodzina to wielki skarb, tym większy jeśli wszyscy mają odwagę na rozmowę o problemach. Gdzie codziennością jest „okrągły stół” - ognisko które skupia wszystkich, przy którym razem radują się, smucą i planują przyszłość. Do jakich wniosków dojdzie Roscoe, czy znikną pęknięcia z serducha - to już pozostawiam wam kochane kinomaniaki :)
OCENA AUTORA: 8/10
Autor: beatrix
Zdjęcie: Wikipedia
Dodaj nową odpowiedź