Różyczka

Jeszcze nie ucichły echa znakomitego „Rewersu” Borysa Lankosza a ponownie polski twórca wtrąca nas w czeluście komunistycznej Polski z wszechobecną bezpieką. Jan Kidawa-Błoński podejmując w swojej „Różyczce” ten trudny temat, próbuje zobrazować niechlubną, nie do końca rozliczoną część naszej historii obtaczając ją miłosną tragedią. Mnogość takich filmów w ostatnim czasie powoduje u mnie nieodparte wrażenie, iż nasze kino zaczyna namiętnie odgarniać stwardniałą skorupę tego systemu represji.

„Różyczka” jest tego znakomitym przykładem. Pokazuje proces rekrutacji tajnego współpracownika przez pryzmat trójkąta miłosnego. Dwóch mężczyzn i atrakcyjna kobieta (Magdalena Boczarska) która pod silnym uczuciowym wpływem jednego z nich (Robert Więckiewicz) staje się tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Jej zadanie ma być proste. Inwigilacja znanego pisarza Adama Warczewskiego (Andrzej Seweryn). Przyjmując tytułowy pseudonim operacyjny dziewczyna zaznajamia się z „figurantem”, po czym zaczyna pisać raporty na temat jego poglądów i kontaktów. Zwykła znajomość szybko zaczyna przeradzać się w coś więcej a prosta z pozoru dziewczyna odkrywa nowe horyzonty i wzorce.

Tak jak z początku wykwintne francuskie wytrawne wino jest dla niej kwaśne i niesłodkie w niedługim czasie staje się intrygujące żeby na końcu obudzić w niej nowe doznania. Wszystko więc zaczyna się komplikować, proste ludzkie instynkty zaczynają brać górę a miłość staje się kluczem który na przemian otwiera i zamyka zatrzaśnięte drzwi.
Widać, że reżyser robił wszystko żeby pokazać szarość i marność tamtych czasów. Uciekł się nawet do czarno-białych wstawek dokumentalnych mogących głębiej wciągnąć widza w ten okres.
Biorąc na barki cały labirynt zależności, uwikłań, ludzkich słabości i ułomności nakreślił ten szkic dość grubą kreską przede wszystkim dla tych którzy wychowali się w innej epoce umożliwiając im łatwiejsze pojmowanie tego wszystkiego.
Być może cała ta historia ociera się o życiorys Pawła Jasienicy, jednakże sam twórca odcina się od tego porównania. Inwigilacja bezpieki miała charakter masowy. Docierała do każdego który nawet w najmniejszy sposób mógł sprzeciwić się ówczesnej władzy lub najzwyczajniej był dla niej niewygodny. Tak więc elity intelektualne były w pierwszej linii kontroli. Służba Bezpieczeństwa docierając do źródła bez żadnych skrupułów obdzierała człowieka z godności wciągając do współpracy matki, żony, kochanki. Wszystko to w otoczce antysemickiej nagonki i walki o władzę w partii ze sztandarowym hasłem „każdy jest wrogiem i na każdego znajdzie się paragraf”

Całość ozdobiona kunsztem aktorskim do którego nie sposób się nie odnieść. Magdalena Boczarska swoją warstwą emocjonalną i fizyczną roznieca widza stanowiąc świetną przeciwwagę dla znakomicie wcielonego w rolę Roberta Więckiewicza i Andrzeja Seweryna.

OCENA: 7/10

Zdjęcie: Monolith Films

Twoja ocena: Brak Średnia: 7.9



Komentarze do filmu:
Pasek komentarzy top

Jeden z moich znajomych polecił mnie film pt."Różyczka". Twierdził, że mamy do czynienia z jednym z najlepszych polskich filmów. Zatem obejrzałem. Warto było? Pewnie tak, ponieważ na tle innych dzieł sztuki filmowej polskiej lat ostatnich – film wypadł dość dobrze. A poza tym "Skazany na bluesa" należy do moich ulubionych dzieł kinematografii. Tylko że tam, co była oś wydarzeń "Skazanego na bluesa" – czyli niezwykła muzyka, w przypadku "Różyczki" – czyli oś wydarzeń wokół kontekstu polskich przetasowań politycznych lat 60tych – zostało ukazane nazbyt naiwnie i nieprzekonująco. I do tego w charakterze wykładu dla szkoły gimnazjalnej. Wiele musiałby się nauczyć pan J. Kidawa-Błoński od reżyserów, którzy mają doświadczenie w ukazywaniu wydarzeń historycznych... ale jednak zrobił ciekawe dzieło.

Zacznijmy od początku, który zanudza widza zbyt długimi scenami, zaś druga połowa filmu dzieje się nazbyt szybko. Wszystko wydaje się proste i poukładane, czarno-białe moralnie, szybko jednak się pozmienia. Przecież po wszystkich przejedzie walec historii, który porozrywa w strzępy życiowe plany bohaterów, którzy postępują tak, jakby nie mieli pojęcia, w jakim systemie się znaleźli. Kamila Sakowicz zostaje zwerbowana nie z chęci zysku, ale pod presją swojego kochanka, który może wydawać się jej narzeczonym(?), tak bardzo jej zależy na tym, aby mieć przy sobie mężczyznę, który otoczy ją opieką. Agent Służby Bezpieczeństwa jest dla niej całym światem, światem, który niezbyt mnie przekonuje, ponieważ to, że zaliczyła dwa lata studiów polonistycznych powinno jej uświadomić, w jakim kraju żyje, a przynajmniej z jak bezkompromisowym człowiekiem się związała. Tymczasem ukazane trzy postaci zachowują się tak, jakby zostały żywcem przeniesione z demokracji prawdziwej do świata Polski komunistycznej. Chociaż może Roman Rożek, agent SB wydaje się bardziej rozgarnięty, ale tylko tam, gdzie przyszło mu grać macho, ale i on w końcu popełnia błąd życiowy. Lata 1967 i 1968 wcale nie były jednymi z pierwszych lat historii PRL, więc bohaterzy powinni wiedzieć, że w tym systemie bezgraniczne zaufanie jest luksusem, na który nie można sobie pozwolić. Popełnia błąd Kamila podpisując współpracę z tajnymi służbami, popełnia błąd pisarz Adam Warczewski, kiedy naiwnie wierzy w uczucia Kamili, ale zapomina o jej "poglądach" politycznych, popełnia błąd Roman Rożek, kiedy pokazuje pisarzowi tajne dokumenty swej ekskochanki. Czy więc możliwe jest, że owa spirala błędów czyni film nierzeczywistym? Otóż nie. Błąd podstawowy nie został popełniony przez żadną z postaci pierwszoplanowych, co stwarza przestrzeń dla wiarygodności akcji w tym dramacie. Błąd podstawowy został wygenerowany przez bezduszny system, który w swoim założeniu miał odczłowieczać ludzi. Niczym w greckiej tragedii wszystko przez to zmierza do osobistych dramatów, pomimo podejmowanych prób odbudowania życia z pozostałych zgliszcz. I o tym traktuje ten film, i przez to jest on jednym z najsmutniejszych dramatów – tym bardziej, im bardziej widz ceni sobie takie pojęcia jak – miłość, optymizm wobec codziennie spotykanych bliźnich, zaufanie i humanitaryzm.

Sama historia trudnych relacji ludzkich została pomyślana przez reżysera bardzo ambitnie i bardzo interesująco. Ale... ale film rozczarowuje. Rozczarowuje i nieprzekonuje ambitny pisarz, który jest zbyt inteligencki w ten typowy dla intelektualistów sposób, do tego stopnia – że wydaje się być z innej planety, albo przynajmniej z innego kontynentu. Rozczarowuje i nieprzekonuje młoda kobieta, której uczucia wydają się być nie wiadomo gdzie. Niby współczesna Antygona – na ekranie wydaje się, że nie ma świadomości, jakie są konsekwencje jej wyborów, tak jakby człowiek miał dwa życiorysy, jeden oficjalny, a drugi prywatny i jakby oba nawzajem się nie uzupełniały. Tylko że Antygona wypełniała swoje obowiązki - bez wahania o swoje życie erotyczne, a Kamila Sakowicz wypełniała swoje łono, zaś obowiązki były tylko koniecznym dodatkiem. Scena, kiedy Różyczka powraca do swojego esbeckiego kochanka – aby się mu ponownie oddać fizycznie – ma niewiele wspólnego z romantycznym erotyzmem, a o wiele więcej z pornografią, nie poprzez to, co widzimy, ale przez kompletne pozbawienie humanitaryzmu. Rozczarowuje i nieprzekonuje agent Rożek, któremu nie brakuje odwagi, męskości i niestety obłudy, ale trudno byłoby uwierzyć, że taki człowiek mógłby popełnić tak wielką wpadkę – jaką było pokazanie rywalowi od doznań łóżkowych tajnych dokumentów (i do tego w czasie dokumentowanego "pałowania"). . Przecież siedząc po uszy w tak niemoralnym środowisku, powinien wiedzieć, że nie warto nadstawiać karku dla kobiety, nawet fizycznie pięknej, ale takiej, która zdradza bez większych skrupułów. Nawet jeśli ona robi to dla jakichś większych ideałów, lub takimi właśnie ideałami maskuje swoją nijakość etyczną.

Najsłabszym ogniwem całej opowieści filmowej jest właśnie owa młoda czerwonowłosa, która momentami na planie filmu sprawia wrażenie, jakby znalazła się tam przypadkiem, ale chwilami gra nader przekonująco. Inna sprawa, że sama postać filmowa jest złożona ze zbyt wielu sprzeczności. Magdalena Boczarska zapewne wyszła z założenia, że w scenach dwuznacznych etycznie powinna zagrać słodką idiotkę. Scena przemówienia pisarza Adama wśród intelektualistów ma ogromny ładunek emocjonalny, ale Kamila Sakowicz najprawdopodobniej nie byłaby tam jedynym z tajnych agentów, a po drugie przez taką reakcję zdekonspirowałaby się wśród owej elity pisarskiej. Myślę, że reżyserowi nie udało się wykreować legendy, ani nawet stworzyć mitu wiarygodnego. Romans Kamili i literata ma bardzo wątłe podstawy, a ich ślub był prowokacją wobec systemu. Adam Warczewski popełnia bardzo często spotykaną wśród intelektualistów pomyłkę, czyli idealizuje w swoim umyśle piękną kochankę, a jaki jest tego koniec – łatwo przewidzieć, ale samemu reżyserowi – zbyt trudno było ukazać. Człowiek tak obeznany z literaturą powinien przynajmniej podejrzewać kochankę o nielojalność, a nie biec z nią do ołtarza, zwłaszcza wobec przedstawionych dowodów z SB. A to jest bardzo wielkim minusem dla reżysera i dla całego dzieła. Andrzej Seweryn miał wielkie pole do popisu przez to, że grał postać tak barwną i ciekawą, tak nietuzinkową i igrającą z „nieomylną“ władzą komunistyczną, ale bardzo małe pole do popisu poprzez rozczarowujące teksty napisane przez scenarzystę.
Najbardziej przemawia do mnie Roman Rożek, z jego wyzuciem ze zmysłów moralnych. Zostaje i on przejechany przez walec historycznych wydarzeń, okłamany przez system, dla którego obrony oddał prawie wszystko.

A teraz o plusach filmu. Zachwycony muzyką Michała Lorenca do filmu „Bandyta“ – musiałem obejrzeć „Różyczkę“ i już mój zachwyt znikł, ale nie zmienił się w rozczarowanie, ale w ukontentowanie ze ścieżki dźwiękowej, którą wysłuchałem kilkukrotnie jako całość spoza filmu. W samym filmie było jej stanowczo za mało. Reżyser dwoił się i troił, aby oddać wierność szczegółów historycznych, ale zadanie nieco go przerosło, ponieważ niewiele zostało z tamtej epoki. Tak wiele wody upłynęło w naszej Wiśle, że trudno było dobrać odpowiednią scenerię. Stąd poważne ograniczenie, z jakimi spotkał się człowiek, który postawił sobie bardzo ambitne wyzwanie. Jest wiele scen, które budzą respekt, ale nie wybiegają one poza to, czego można byłoby nauczyć się w szkole filmowej, stąd mój minus dla kreatywności. Czy potrzebne były wstawki historyczne zaczerpnięte z kroniki tworzonej przez komunistyczną telewizję(?) – zapewne tak, dla tych, którzy nie znają historii najnowszej, ale jest tych wstawek zbyt dużo. Pomimo tego są niezbędnym dopowiedzeniem tego, co stało się z perspektywy czysto społecznej. Bardzo ciekawe są próby łączenia opowieści właśnie z takimi wstawkami. Stąd ogromny plus dla reżysera, który zapewne byłby jeszcze wyrazistszy, gdyby budżet tego filmu był większy. Jest to ogromna zmora dla polskich twórców filmowych, którym ambicji i talentu nie brakuje, ale widz jest przyzwyczajony do superprodukcji, które mają do dyspozycji setki milionów dolarów i zostawiają ogromne wrażenie. Tymczasem polskie filmy ciągle są w tyle z takim zapleczem finansowym, a widz w kinie chce mieć dobre dzieło do obejrzenia. Niewiele może zrobić choćby najbardziej genialny twórca filmowy, jeśli przychodzi mu konkurować w takiej branży. Nadrabiać musi innymi sposobami, nie ma innego wyjścia, chyba że chce zaprezentować awangardę.

Kiedy już obejrzałem film, poczułem się nieco jak uczeń, który przeczytał jedno z dzieł Żeromskiego. To znaczy – talentu twórcy nie brakuje, a gorzej ze starannością wykonania. Pierwsze pięćdziesiąt minut filmu – akcja toczyła się powoli i wydawało się, że tak będzie do końca. Dalsza część dostała zbyt wielkiego przyśpieszenia, wątki następowały po sobie tak szybko, że aktorom brakowało czasu na to, żeby podkreślać swoje postacie. Pod tym względem wielki minus, ponieważ ominęło widza wiele ciekawych doznań i myśli, które warto byłoby zaakcentować. Przecież nie warto zmuszać ciągle widza do tego, żeby wysilał się nad tym, co też takiego może sobie kalkulować Różyczka w scenie takiej, lub innej – jeśli wychodząc z kina myślimy, że rozumiemy to, czego i tak zrozumieć nie możemy, bo zawiera zbyt wiele paradoksów. A jednak plus dla reżysera – życie w tamtym systemie było od strony humanitarnej prawie nieludzkie poprzez swoją bezlitosność i perfidne zakłamanie, ale nie zostało to w tym dramacie podkreślone, trzeba to wyczytywać między wierszami. Niezbyt to w porządku wobec widza, tym bardziej, że usta Adama Warczewskiego aż proszą o to, aby wypowiedzieć monolog nie z dzieł Mickiewicza, ale dialog z mieszkańcami „nieludzkiej ziemi“, a zamiast tego dostajemy samobójczą (najprawdopodobniej) śmierć, która niby mówi wszystko, ale artykułuje niewiele. Podobnie jak i cały film. Nic dziwnego, że rodzina Pawła Jasienicy potraktowała dzieło tak krytycznie...

Pasek komentarzy top

Ale nabrać na co? W końcu to polski produkt.

Pasek komentarzy top

Kogo ten film ma nabrac?

Pasek komentarzy top

"znakomitego rewersu"?!?!?!? nie wiem czy ktos tu zjadl jakies grzybki czy co... ale rewers to takie dno ze szkoda marnowac czasu na jego ogladanie, nie znam osoby ktora choc w kawalku polubila ten film... ktorej to G... by sie spodobalo...

Pasek komentarzy top

Dodaj nową odpowiedź

WskazówkiWskazówki
CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na poniższym obrazku.
By submitting this form, you accept the Mollom privacy policy.

Serwis używa plików cookie, które są niezbędne do komfortowego korzystania z portalu, m.in. utrzymania sesji logowania. Możesz w dowolnej chwili zmodyfikować ustawienia cookie w swojej przeglądarce. Aby dowiedzieć się więcej przeczytaj informacje o cookie.