Przyjaciel do końca świata

Za dwa lata koniec świata. Przepowiednie świętych, natchnionych i uczonych. Ileż to już razy przeżywaliśmy domniemane "końce świata". Nawet liczba mnoga tego wyrażenia brzmi idiotycznie, bo ile tych końców ma być. Nową wersję zagłady ludzkości, zaprezentowaną w filmie "Przyjaciel do końca świata" przez Lorence Scafaria, możemy oglądać na ekranach kin. Podobno ta miała być zabawna i wzruszająca. Dobrze, dobrze – nie jest taka zła.

Poznajemy losy Dodge'a (Steve Carell), który chyba nie do końca przejmuje się zapowiedziami apokalipsy. Bardziej przeżywa rozstanie z żoną, które w konsekwencji niesie ze sobą wspomnienia licealnej miłości. Na jego drodze, a w zasadzie pod jego oknem, staje sąsiadka Penny (Keira Knghtley), spanikowana faktem, że już nigdy nie zobaczy swojej rodziny. A godziny do wyznaczonej daty końca świata mijają nieubłaganie. Dalej wiadomo, jak to wszystko się potoczy.

Wiadomo! Niestety dlatego, że to kolejna komedia romantyczna oparta na znanym schemacie. To typ filmu, który nie wnosi niczego w nasze życie, nie szkodzi nam, nie obrzydza, ale przy którym najnormalniej w świecie możemy odpocząć.

Debiut reżyserski Scafarii, która dotychczas parała się aktorstwem, próbuje połączyć historię pięknej miłości z nutką strachu związaną z wielką zagładą. W zasadzie, to bardzo dobrze, bo o ile wątek romantyczny w jakiś sposób zaciekawia, o tyle motyw apokalipsy jest mało oryginalny. Reżyserka próbuje pokazać go w lekki, zabawny sposób i... no właśnie – próbuje. Warto jednak zwrócić uwagę na główną bohaterkę i odtwórczynię tej roli Keirę Knightley. Młoda aktorka znana z serii "Piraci z Karaibów" bardzo dobrze sobie radzi przed kamerą. Praktycznie przez cały film w bardzo szczery sposób pokazuje nam to, co czuje. A niekiedy jest to spora amplituda emocjonalna. Trochę gorzej jest z Stevem Carellem posiadającym miano komika. Tym razem dostał rolę mało komediową i choć nie do końca ją udźwignął, to JAKOŚ daje sobie radę.

W ciągu dwudziestu lat przeżyliśmy już co najmniej cztery głośne końce świata i myślę, że przeżyjemy ten filmowy, pokazany w "Przyjacielu do końca świata". A odbędzie się to w taki sposób: znowu nic niesłychanego, oprócz początkowej ekscytacji, się nie wydarzy. Dzień, jak co dzień. Film, jak film. Choć szczerze – dosyć przyjemny.

OCENA AUTORA: 6/10

Autor: Sebastian Misiuk

Zdjęcie: Wikipedia

Twoja ocena: Brak Średnia: 4

Dodaj nową odpowiedź

WskazówkiWskazówki
CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na poniższym obrazku.
By submitting this form, you accept the Mollom privacy policy.

Serwis używa plików cookie, które są niezbędne do komfortowego korzystania z portalu, m.in. utrzymania sesji logowania. Możesz w dowolnej chwili zmodyfikować ustawienia cookie w swojej przeglądarce. Aby dowiedzieć się więcej przeczytaj informacje o cookie.