"Przed wschodem słońca"... czyli o niezwykłym spotkaniu dwojga zwykłych ludzi.
Pociąg do Wiednia. Studentka Celine, zirytowana głośną kłótnią małżeństwa obok siebie, przesiada się pare miejsc dalej. Tam siedzi chłopak – Jesse, („tak właściwie James, ale wszyscy mówią mi Jesse”). Rozpoczynają rozmowę, która będzie się toczyć w pociągu, a niedługo potem na ulicach Wiednia, przez całą noc...
Powiem krótko – film wybitny. Wybitny w swej prostocie, zarówno pod względem scenariusza, aktorstwa i zabiegów technicznych. Jeśli ktokolwiek z Was, podobnie jak ja, tęskni za odrobiną romantyzmu, który jest nieco naiwny, ale zarazem ujmujący i magiczny, pokocha ten film całym sercem.
Trudno mi nawet zacząć pisać o tym filmie – można o nim tak wiele powiedzieć, choć w bardzo krótki, bezpośredni i PROSTY (skoro już o prostocie mowa) sposób. Nie znajdziecie tu wartkiej akcji, nie będzie wybuchów, ani szybkich ruchów kamerą, dzięki którym nie będziecie się nudzić. Nie będzie też seksu w toalecie na dobry początek znajomości (co jest ostatnio bardzo popularnym wątkiem w kinie. Daleko nie trzeba szukać - „Sex Story” czy „To tylko seks”). Jeśli chodzi o akcję, jest ona banalna. Dwoje ludzi zaczyna rozmowę w pociągu, kontynuuje ją na ulicach Wiednia. I tyle.
Cały kunszt tego filmu, jego magia nie polega nawet na tych wszystkich słowach, które padają między nimi. A pada ich wiele, na różne tematy – śmierci, feminizmu, marzeń, lęku, miłości, byłych partnerów, seksie. Najistotniejsze są te drobne gesty, którymi obdarzają się główni bohaterowie; ich ukradkowe spojrzenia (scena w budce z płytami), gdy myślą, że to drugie nie patrzy (w moim odczuciu najpiękniejszą sceną filmu jest próba odgarnięcia włosów Celine przez Jessego w tramwaju). Właśnie te gesty i spojrzenia, sprawiają, że nie nudzisz się ani przez chwilę w trakcie oglądania tego półtoragodzinnego filmu. Myślę, że nie przesadzę, jeśli napiszę, że rozwijające się, w ten sposób, między nimi uczucie zapiera dech w piersiach. Przynajmniej w kilku scenach, jeśli nie w całym filmie.
Ethan Hawke i July Delpy stworzyli absolutnie fantastyczny duet. Szczególnie dobrze patrzy się na Ethana, który gra raczej nieśmiałego, mocno zadurzonego chłopaka w nowo poznanej dziewczynie, który wpada na szalony pomysł. Jego postać ewoluuje. Na początku jest zawstydzony, nieco „nieogarnięty”, bardzo gadatliwy. Poznajemy go coraz bardziej, wiemy, że jest romantykiem, nawet jeśli sam nie chce się do tego przyznać. Z opisu, może wynikać, że to bajkowa postać, nierealna w dzisiejszym świecie. Ale, w miarę rozwoju filmu, widzimy też jego uprzedzenia czy nawet brak tolerancji, jego dziecinność. Dlatego uważam,że to postać nietuzinkowa – Ethan Hawke stworzył bohatera pozytywnego, dającego się lubić ale nie bez drobnej rysy wad, dzięki czemu postać nie wydaje się być nierealna. Oglądając ten film (zwracam się tutaj szczególnie do Pań) nie pomyślicie „takich facetów już nie ma”. Jest całkiem normalny i zwyczajny. Jesse to po prostu chłopak z pociągu, który ma swoje zalety, wady i historię...
Mam problem z Julie Delpy, której aktorski dorobek nie jest mi dobrze znany, ale widziałam ją w filmie „Dwa dni w Paryżu” i jej postać wydaje mi się być niemalże identyczna z ta graną w „Przed zachodem słońca”. Co nie zmienia faktu,że uroczo jest patrzeć,jak Celine zakochuje się w Jesse.
Należy tez zwrócić uwagę na plenery. Wiedeń, jedna z najpiękniejszych stolic europy, jest tutaj odpowiednio wyeksponowana, ale nie przytłacza. Kamera jest tak poprowadzona, żeby pokazać,że jesteśmy w wyjątkowym miejscu, ale nie zbacza z najważniejszego toru, jakim są główni bohaterowie i ich wędrówka. Oglądając film Richarda Linklatera, podświadomie czuje się ,że jest to wędrówka bardziej w głąb wzajemnego poznania się dwojga bohaterów, niż miasta samego w sobie. Pomimo urody Wiednia, jest on tylko ozdobnikiem.
Dla potwierdzenia mojego zachwytu dodam jeszcze, że jest to film, który zdobył Srebrnego Niedźwiedzia i nominację do Złotego Niedźwiedzia na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym W Berlinie (Berlinale).
Raz jeszcze, gorąco polecam, wszystkim romantykom i nie romantykom. Tym, co są w związku i tym, co o takim marzą, a nawet tym, którzy jakiś niedawno zakończyli. Nic tak nie dodaje otuchy, jak odrobina nadziei i magii, która płynie do nas prosto z ekranu:)
Autor: Czarna1310
OCENA: 10/10
Zdjęcie: Wikipedia
Dodaj nową odpowiedź