Prometeusz

Film głośno promowany chyba od roku. Wielka kampania reklamowa. Wszyscy kinomaniacy czekali z niecierpliwością. Jak to możliwe, że coś takiego okazuje się klapą? Do tego należy dodać, że twórcą filmu jest nie kto inny, jak Ridley Scott. Ten Ridley Scott.

Przeglądając rozmaite czasopisma, artykuły i portale filmowe na każdym kroku można znaleźć recenzje "Prometeusza". Dziwnym trafem, wszystkie mówią o tym samym. Postanowiłem nie sugerować się złymi opiniami i wybrałem się do kina, by móc samodzielnie ocenić film. Po 30 minutach seansu, mina mi zrzedła. Doszedłem do wniosku, że Ci wszyscy ludzie mieli rację. I ja chyba nic już nowego nie napiszę.

W mojej pamięci zapisało się kilka obrazów, które widzę za każdym razem, kiedy słyszę tytuł "Prometeusz". Jednym z nich jest obrzydliwa obślizgła ośmiornica. Naprawdę, próbowałem zrozumieć tok myślenia twórców filmu, próbowałem wyjaśnić sobie celowość niektórych wątków. Nie potrafię. Zacznijmy od początku. Przenosimy się do 2093 roku, kiedy podróże kosmiczne nie sprawiają kłopotów. Grupa naukowców udaje się na odległą od Ziemi o ponad dwa lata planetę, by dowiedzieć się, czy istnieje tam życie. I tu "zaskoczenie"! Okazuje się, że życie owszem, rozwija się, ale nie są to pluszowe, zielone ufoludki.

Jeszcze większym "zaskoczeniem" okazała się walka z mieszkańcami planety. Główni bohaterowie, którzy za wszelką cenę chcieliby zaprzyjaźnić się z tubylcami, na pierwszą wyprawę nie byli w stanie zabrać ze sobą nawet broni. Przecież wzbudziłoby to podejrzenia. Przeciwniczką bratania się z nieznanymi istotami była Meredith Vickers, cudownie zagrana przez cudowną Charlize Theron, bezwzględna pół kobieta, pół robot. W konsekwencji, najwięksi bohaterowie poświęcili swoje życie dla dobra ogółu. A dobro okazało się bardzo istotne. Chodziło przecież o uratowanie Ziemi przed zagładą nadchodzącą z kosmosu. Ale nie byłby to film grozy, gdyby na koniec nie została jedna osoba, która sama musi sobie z tym poradzić. Do tego musi spełniać dwa warunki: bezbronność i waleczność. Paradoks. Teraz muszę się przyznać, że tak samo chaotyczny jest ten akapit, jak chaotyczny jest "Prometeusz".

Były też elementy, które mi się spodobały. Dwa. To część zdjęć i muzyka. Muzyka – nic dziwnego, skoro autorem jest Marc Streitenfeld, który powalił wszystkich na kolana ścieżką dźwiękową z "Roobin Hooda" (reż. Ridley Scott, 2010). W "Prometeuszu" muzyka nie tyle podkreśla i buduje nastrój, co podtrzymuje niektóre sceny przed kompletną kompromitacją. To bezprecedensowy czynnik podnoszący poziom całego film. A zdjęcia to praca Polaka, Dariusza Wolskiego. Autora zdjęć do "Alicji w Krainie Czarów" (reż. Tim Burton, 2010), czy serii filmów "Piraci z Karaibów".

Warto też zwrócić uwagę na dbałość o szczegóły, nie najgorsze kostiumy i scenografię. Ale uwierzcie mi Państwo, że tych lepszych stron, naprawdę jest nie wiele. Ciężko połapać wątki. Ciężko zrozumieć pomysły. Ciężko będzie mi teraz zjeść potrawę z owoców morza. Chyba nigdy nie zapomnę ogromnej ośmiornicy "zrodzonej" przez Ridleya Scotta.

OCENA AUTORA: 5/10

Autor: Sebastian Misiuk

Zdjęcie: Wikipedia

Twoja ocena: Brak Średnia: 4



Komentarze do filmu:
Pasek komentarzy top

Marny film, naprawdę... Tyle czekania i czekania a tu taki zawód...

Pasek komentarzy top

Dodaj nową odpowiedź

WskazówkiWskazówki
CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na poniższym obrazku.
By submitting this form, you accept the Mollom privacy policy.

Serwis używa plików cookie, które są niezbędne do komfortowego korzystania z portalu, m.in. utrzymania sesji logowania. Możesz w dowolnej chwili zmodyfikować ustawienia cookie w swojej przeglądarce. Aby dowiedzieć się więcej przeczytaj informacje o cookie.