Tru Grit

Lubię westerny, cholernie je lubię. Ale pamiętam, że ostatnim mile przeze mnie wspominanym westernem był "Ostatni Mohikanin". Od tamtej pory nie nakręcono żadnego dobrego westernu. Aż do czasu. Dopiero jakoś 2 miesiące temu kiedy ogłoszono nominacje do Oscarów, pierwszy raz usłyszałem o tym filmie. Moją pierwszą reakcją na wieść że western braci Coen otrzymał 10 nominacji do Oscara, było zdziwienie. Western? No fuckin’ way. A jednak.
Ethan i Joel Coen’owie odwalili kupę dobrej roboty. I choć – jak to zwykle bywa – film nie dostał ani Oscara ani żadnej prestiżowej nagrody (nie licząc BAFTY) to jest to obraz co najmniej przyzwoity, a nawet dobry. Bo wszyscy dobrze wiemy że era westernów skończyła się na przełomie lat 80 i 90.

Miło ogląda się pełnego alkoholu i patosu Jeffa Bridgesa w roli szeryfa Roostera Cogburna, trochę mniej przyjemną – tak, chodzi mi o jego grę aktorską – ogląda się Matta Damona w roli zapatrzonego w siebie, narcystycznego lecz wiecznie służącego pomocą teksańskiego strażnika LaBoeuf’a. Hailee Steinfeld, która tutaj wcieliła się w rolę Mattie Ross według mojej skromnej opinii w filmie wypadła co najmniej średnio. Owszem, 14 latka bez akademii aktorskiej i jakiegokolwiek doświadczenia (oprócz kilku filmów o których nikt nie słyszał) ma prawo nie do końca wiedzieć co i jak, ale skoro bracia Coen wybrali ją do tej roli, to powinna zagrać niczym Danny Lloyd w "Lśnieniu" – fenomenalnie.

Fabuła to nic innego jak remake słynnego westernu sprzed 40 lat. Rzezimieszek i pijaczyna - Tom Chaney – zabił ojca Mattie, oraz obrabował go ze złota. Dziewczynka żądna zemsty zgłasza się po pomoc do lokalnego szeryfa, Cogburna. Ten skuszony ogromną kwotą pieniędzy, postanawia pomóc małej Mattie w poszukiwaniu Chaney’a. Wyruszają oni wraz strażnikiem teksasu LaBoeuf’em, lecz w pewnym momencie ich drogi się rozchodzą. Mattie oraz Cogburn po drodze spotyka wiele przygód – nie koniecznie pozytywnych.

Bracia Coen to świetni reżyserzy i tylko utwierdzają nas w przekonaniu, że ich filmy z założenia są świetne. Chyba wszyscy pamiętamy takie majstersztyki jak „Tajne przez poufne” czy „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Oscar za najlepszą rolę kobiecą nie był dla mnie zaskoczeniem, bo wszędzie mówiono o tym jak to Hailee Steinfeld zaskoczyła nas swoimi umiejętnościami aktorskimi. Ja jednak nie do końca byłem co do nich przekonany i cieszę się że Oscar przypadł Natalie Portman, za Czarnego Łabędzia.
Miło jest w końcu po latach oglądnąć coś co mogę w pełni nazwać westernem. W końcu jakiś montażysta spisał się na medal i dopasował wszelkie przejścia i efekty dźwiękowe tak abyśmy, my widzowie w końcu mogli poczuć się jak na prawdziwym Dzikim Zachodzie. Ale "Prawdziwe męstwo" to także dramat, to opowieść o poświęceniu i o… prawdziwym męstwie. Czy film ten jest dobrym westernem? Z całą pewnością, jest! Ale, aby w pełni odczuć to co czułem ja oglądając go, sami musicie go obejrzeć.

Autor: Kacper Anonimek

OCENA: 7/10

Zdjęcie: Wikipedia

Twoja ocena: Brak Średnia: 7.6



Komentarze do filmu:
Pasek komentarzy top

Ja nigdy nie przepadałem za tym gatunkiem filmowym, ale zainteresowałeś mnie swoją recenzję i chyba się skuszę na "Prawdziwe męstwo" :)

Pasek komentarzy top

Dodaj nową odpowiedź

WskazówkiWskazówki
CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na poniższym obrazku.
By submitting this form, you accept the Mollom privacy policy.

Serwis używa plików cookie, które są niezbędne do komfortowego korzystania z portalu, m.in. utrzymania sesji logowania. Możesz w dowolnej chwili zmodyfikować ustawienia cookie w swojej przeglądarce. Aby dowiedzieć się więcej przeczytaj informacje o cookie.