Piękny umysł

Przyznam szczerze, że na film ten trafiłem nie przez przypadek. Miałem po prostu ochotę na obejrzenie czegoś biograficznego, poczytałem kilka opisów różnych dramatów aż trafiłem na wzmiankę o geniuszu.
Pomyślałem, że to będzie ciekawe i od razu rozpocząłem oglądanie. I nie pomyliłem się.

Film opowiada o historii Johna Forbes’a Nash’a, który przybywa na Uniwersytet w Princeton aby rozpocząć studia podyplomowe. Jego wielka wiedza jest powszechnie znana, dlatego też nie trudno zyskać mu uznanie u swych kolegów z uczelni. Bliscy przyzwyczaili się też do dziwnych zachowań Johna, które po pewnym czasie stały się dla nich normalne. Jedyne co różniło głównego bohatera od innych uczniów z kręgu, w którym się obracał to brak jakiejkolwiek pracy naukowej. Studenci mogli pochwalić się różnego rodzaju zapiskami, które były szeroko dyskutowane przez profesorów. Forbes był inny. Lekceważył większość zajęć, uważał je wręcz za zupełnie nieprzydatne. Szukał idei, na której mógłby oprzeć swoją oryginalną pracę. Pomysł podsunął mu przez przypadek jeden z kolegów podczas wspólnego pobytu w barze. Dzięki szybko napisanej, jednakże poważnej pracy John zyskał uznanie i możliwość kooperacji z najlepszymi. W międzyczasie poznał również przyszłą żonę Alicję, swoją uczennicę. Wcześniej nie szło mu z kobietami, choć miał powodzenie. Po zmianie miejsca pracy Nash musiał pójść na pewne układy, stosować się do reguł narzucanych przez nowych pracodawców… Jednak jak się okazuję nie wszystko co widział i widzi jest prawdziwe. W rezultacie główny bohater trafia do szpitala psychiatrycznego z podejrzeniem schizofrenii…

Film został kapitalnie nakręcony. Gra aktorska? Jej nie można dosłownie nic zarzucić. I choć nie jest to obraz o miłości, to właśnie to uczucie zostało tu idealnie ukazane. Bynajmniej nie w sposób w jaki robią to typowo filmy o tej tematyce. Są różne filmy, jedne mniej poruszające czy pouczające, drugie bardziej, ale są też filmy, które naprawdę trzeba obejrzeć. I do tej ostatniej grupy zalicza się właśnie „Beautiful Mind”. Gorąco polecam każdemu.

Autor: Marcin

OCENA: 9/10

Zdjęcie: Wikipedia

Twoja ocena: Brak Średnia: 8.4



Komentarze do filmu:
Pasek komentarzy top

Film dobry. Czasami, z braku lepszych zajęć oglądam sobie wybrane filmy po raz drugi, trzeci, piąty, albo i dziesiąty. Moje zdanie o Pięknym Umyśle jest jak najbardziej pozytywne. Ale... jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach, a o tych szczegółach rozmawiałem z wieloma schizofrenikami, terapeutami, psychiatrami. Temat zgłębiłem nieźle. Ale biografii Johna Nasha nie przeczytałem. Film nie powinien być traktowany jako dokumentalne źródło wiedzy o tym, jak ludzie radzą sobie ze schizofrenią. Niewtajemniczonym dodam, że film przedstawia jedynie wierzchołek góry lodowej - jeśli chodzi o to, co choroba potrafi zrobić z człowiekiem. Lata, w których toczy się akcja, to lata, w których nie było jeszcze wielu leków psychotropowych, przełom nastąpił później. Leczenie za pomocą elektrowstrząsów było wtedy powszechne, acz niezbyt często skuteczne, dziś cywilizowane kultury stosują je rzadko. Nie sposób oddać realistycznie, jak bardzo główny bohater był zagubiony w swoim prawdziwym życiu, tego też film nie opisuje - pierwszej wielkiej miłości Nasha, która jeszcze bardziej wpędzała go w paranoję. Ale skupię się teraz na samym filmie, chociaż jest on bardziej alegorią, symbolicznym zapisem drogi życiowej. Film bardzo dobrze opisuje proces chorobowy, bo schizofrenia jest procesem wchodzenia "w" zaburzenia, i wychodzenia "z" zaburzeń. Sam bohater w wywiadach nie ukrywał, że pewne przekonania pozostały w jego umyśle, chociaż w filmie wydaje się, że udało mu się na dobre w nimi pożegnać. Nawet gdyby tego chciał najbardziej na świecie, nie było to zależne od jego świadomych decyzji. Film jednak tchnie głębokim humanitaryzmem i jest potrzebny, aby wypełnić te luki, które pozostały po dziełach "Rain Man", "Locie nad kukułczym gniazdem" czy "Ptaśku". Dobrą stroną dzieła jest brak nachalnego moralizatorstwa, etyczna ocena wydarzeń pozostaje dla nas. Bo i tak jest w realnym świecie, w którym schizofrenia to problem genetyczny, niczym nie różniący się od cukrzycy, czy zespołu Downa. A bohater wie na początku, że idzie dobrą drogą i wie na końcu, że droga, którą przeszedł, była dobra. Jednak wszystko, co jest pomiędzy - on czyni w sposób właśnie schizofreniczny - jest przekonany o wielkiej wadze swojej misji intelektualnej, ale owo przekonanie wpędza go w obłęd, dzięki któremu będzie mógł potem spojrzeć na rzeczywistość w sposób syntetyczny, co zadecyduje o nowatorstwie jego publikacji naukowych. Nieco to dziwne. Ale film nie odsłania tego w sposób realny, co jest jedynym minusem tego dzieła. Uwaga widza została skupiona nie na długich latach procesu wychodzenia z choroby, ale na objawach wpadania w nią. Zapewniam, że o wiele łatwiej jest nią wpaść, niż z niej wyjść, tak jak łatwiej zapracować sobie na alkoholizm, niż wytrwać pięćdziesiąt lat bez jednego kieliszka. Film polecam wszystkim tym, którzy interesują się problemami tego typu, ale dla tych, którzy oglądają go tylko po to, żeby zobaczyć - jak to jest, kiedy ludziom "odbija" - napiszę, że pomylili adres. To nie jest podręcznik medyczny, bo tematu nie da się omówić w fabularyzowanej wersji. Bardziej otrzymaliśmy epicką opowieść o samotnym wojowniku, który wygrał z przeznaczeniem, bo udało mu się uniknąć losu tysięcy innych schizofreników, którzy skończyli w straszny sposób. Ale o tym już film nie mówi. A szkoda, że brakuje takiego tła...

Pasek komentarzy top

dobry film polecam

Pasek komentarzy top

Dodaj nową odpowiedź

WskazówkiWskazówki
CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na poniższym obrazku.
By submitting this form, you accept the Mollom privacy policy.

Serwis używa plików cookie, które są niezbędne do komfortowego korzystania z portalu, m.in. utrzymania sesji logowania. Możesz w dowolnej chwili zmodyfikować ustawienia cookie w swojej przeglądarce. Aby dowiedzieć się więcej przeczytaj informacje o cookie.