W 2000 roku zachwycałem się „Requiem dla snu”. Osiem lat później oscarowy „Zapaśnik” wywarł na wielu podobne wrażenie zgarniając zresztą masę cennych nagród. „Czarny łabędź” to kolejne dzieło Warrena Aronofskyego, które już powtarza sukces wcześniej wymienionych. A robi to bez większych problemów, fenomenalnie wciągając nas w świat baletu który z pozoru wydawać by się mogło czaruje bielą, lekkością i zmysłowością. Dla wielu z nas jest on też co prawda nie za specjalnie interesujący ale nie bójmy się. Praktycznie nie obcujemy tu z samą teorią baletu a raczej z doznaniami psychiki samych tancerek. Taniec schodzi na plan dalszy a pierwsze skrzypce odgrywa walka z samym sobą, walka o przetrwanie w tym hermetycznym zawodzie.
Główna bohaterka Nina (Natalie Portman) to baletnica tańcząca w jednym z najlepszych zespołów baletowych. Konkuruje tam o miano tej „pierwszej” w „Jeziorze Łabędzim”. Gdy staje się nową „Królową Łabędzi” jej dotychczasowa presja doskonałości przeistacza się w mroczną gonitwę w kierunku perfekcji. To wszystko łączy silna rywalizacja dając mieszankę o zabarwieniu niespotykanego szaleństwa. Reżyser spektaklu Thomas (Vincent Cassel) za wszelką cenę i przy użyciu delikatnie mówiąc niekonwencjonalnych metod stara się wydobyć z Niny coś co pozwoli jej odegrać rolę białego i czarnego łabędzia. Przygotowująca się do premiery dziewczyna nie wytrzymuje mentalnie. W jej głowie pojawiają się urojenia. Psychoza się zmaga. W pewnym momencie nie wiemy co jest prawdą a co chora wizją bohaterki. Całość podsyca jej niespełniona w tym zawodzie matka.
Pędzimy więc w świat zwidów, skrajnych emocji, żonglerki wizualnej i przy tym nie dostajemy zadyszki. Mamy równe tempo przy akompaniamencie dzieła Czajkowskiego. Z pewnością tak świetnego efektu twórca filmu nie osiągnąłby bez odtwórczyni głównej roli. Natalie Portman, nie można powiedzieć inaczej, genialna! Z niewinnej, boskiej dziewczyny zmienia się nawet nie wiemy kiedy w tytułowego czarnego łabędzia a więc przeciwieństwo bieli, niewinności, dobra. To dwie skrajne postacie ale wykreowane w taki sposób, że pozostaje tylko przyklasnąć i to na stojąco. Jej przemiana jest płynna, dynamiczna i niezwykle poruszająca a każdy jej gest, ruch, taniec może przemówić do każdego.
Patrząc na to całościowo to nie sposób zauważyć spójności tego obrazu. Nie mamy tu niepotrzebnych scen. Ma się wrażenie że każde wypowiedziane słowo ma swoją logikę a każda scena odgrywa kluczową rolę.
W finale Nina widzi siebie doskonałą, osiągając punkt kulminacyjny swoich umiejętności. Sądzę że reżyser Warren Aronofsky „Czarnym Łabędziem” śmiało mógłby się pochwalić tym samym.
Autor: Marcin Michalski
OCENA 8/10
Zdjęcie: Wikipedia
Komentarze do filmu:
psychodelicznie piękny film. Inny niż wszystkie.
Piekna kobieta...
FIlm zdecydowanie polecam. Wpierw przeczytałem przed premierą tę recenzje: http://stacjakultura.pl/4,21,18121,Czarny_Labedz_recenzja_filmu,artykul.html zachęciła mnie i poszedłem na niego. Wspaniałą końcówka, środek gorszy, ale ogólnie zacne kino. POlecam
Portman dostała Złoty Glob. Pewnie Oscara też dostanie i zapewne słusznie.
Dodaj nową odpowiedź