Aurora

Gatunek : dramat
Rok produkcji : 2010
Aktorzy : Cristi Puiu
29.06.2011
przez beatrix
ocena
6.00
Aurora

„Aurora” - film reż. Cristi Puiu z 2010 roku. Film trwa trzy godziny. Jest linearnym zapisem jednego czy dwóch dni z życia czterdziestodwuletniego człowieka. Nie wiemy o nim nic. Nie ma żadnego zabiegu wprowadzającego nas w wydarzenia. Nie ma na początku retrospekcji która wraz z dalszym biegiem akcji pozwoli w lot zrozumieć intencje twórcy. Nie ma praktycznie muzyki, która stopniowałaby napięcie i wskazywała iż za chwilę coś się wydarzy. Nie ma w końcu bogatej warstwy słownej, która jest ważną częścią obrazu. Swym tempem film kojarzy mi się z „Między słowami”Sofii Coppoli. W jej filmie dialogi głównych bohaterów wprowadzają nas w kino filozoficzne. Kino słowa.

„Aurora” jest filmem skromnym, by nie rzec ascetycznym w wykorzystaniu środków wyrazów jakich wiele oferuje X muza. Główny bohater niczym zagubiony wędrowiec idzie przed się. Widzimy go jak rozmawia z jakąś kobietą o bajkach. O jakimś szczególe bajki. Kim są dla siebie? Pomiędzy nimi gdzieś przemyka dziecko. Jej dziecko, ich dziecko? Nie wiemy. Potem długie minuty milczenia obrazu. Słyszymy ruch uliczny, słyszymy kroki na schodach. Jego twarz nie zdradza żadnych uczuć. Widzimy mieszkanie w trakcie remontu. W sumie w początkowych fazach remontu. Nagle dowiadujemy się iż nasz bohater Viorel ma mamę. Poznajemy ją w scenie, gdy wchodzi do owego mieszkania. Viorel jest zaskoczony, ale tylko trochę. Matka ze swym towarzyszem zadają mu kilka pytań. Viorel patrzy na nich jakby ich słowa gdzieś zawisły i jeszcze do niego nie dotarły. Milczy. Przeważnie milczy. Gdy opuszczą mieszkanie, spokojnym ruchem zamknie drzwi. Wróci za chwilę, otworzy, sprawdzi czy nikt nie idzie. Musi mieć spokój. Równie machinalnym ruchem zamknie drzwi. Wejdzie do pokoju. Stanie. Nieraz można odnieść wrażenie iż nasz bohater się „zawiesza” niczym komputer, a potem jak gdyby nigdy nic te same powolne ruchy. Ta sama twarz bez wyrazu. Viorel ma jednak cel do którego dąży powoli, acz skutecznie. Wyciąga z czarnej torby elementy strzelby o długiej podwójnej lufie. Składa ją równie bez namiętnie jakby palił papierosa. Za chwilę bierze kołdrę i spokojnym ruchem układa ją na jakimś meblu. Poprawia. Ma czas. Mierzy do kołdry. Gasi światło, by nikt nie widział ew. błysku w momencie strzału. W dużym mroku znów mierzy. Słyszymy strzał i szelest przebitego materiału.

Do momentu pierwszego morderstwa jakiego dokona nie mamy żadnej pewności jaki ma cel. W ciągu trzech prawie milczących godzin zabije cztery osoby. Swoich byłych teściów, byłą żonę. Mężczyznę który miał lub ma jakiś związek z nią. Większość ofiar zabija z zaskoczenia. Nie wymieniając z nimi ani jednego słowa. Z byłą żoną jest inaczej. Przychodzi do jej nowego domu. Rozmawiają. On pije herbatę, ona kroi ziemniaki. W tej scenie dowiadujemy się iż są rodzicami dwóch dziewczynek. Wychowuje je ona. W nowym domu z nowym mężem. Jest sama. Viorel już wcześniej przyjeżdżał w okolice jej domu i obserwował kiedy nowy mąż wyjeżdża. Wie o jakiej porze ona jest sama. I to jest właśnie ta pora. Ona idzie na piętro. On siedzi chwilę. Wstaje bierze nóż. Idzie na górę. Kamera nie podąża za nim. Zatrzymuje się na suficie. Słyszymy jakieś krótkie słowa kobiety. Słyszymy hałas który może nam podsuwać obraz padającego ciała. Ale nie widzimy. Mija długa chwila, Viorel schodzi. Bierze swoją czarną torbę i idzie z powrotem na piętro. W tej scenie jako jednej z niewielu jest trochę roztrzęsiony. Oddycha szybko. Wyciąga broń. Składa. Teraz jesteśmy obecni. Widzimy pokój i ciało kobiety. Viorel jest metodyczny i dokładny. Do nieruchomej kobiety oddaje strzał. Dla pewności. Schodzi na dół. Wcześniej włączony telewizor gra dalej, zagłusza. Viorel czeka na jej nowego towarzysza życia. Zawiózł dzieci do szkoły. Jego dzieci.
Viorel zabija i jego, gdy przekroczy próg domu. Rozkłada broń i wychodzi.

W typowym kinie kryminalnym zabójca jak najszybciej ulatnia się z miejsca przestępstwa. Ta powolność i metodyczność jest niemal porażająca. Dla mnie ten obraz w swej powolności jest zbliżony do malarza który równie powoli i z namysłem maluje. Powoli przesuwa pędzel. Miesza farby. Tworzy.

Gdy dokończy swe zadanie uda się na policję. Jest grzeczny, kulturalny. Wykonuje polecenia. Funkcjonariusze nie wierzą w pierwszej chwili. Przyszedł człowiek o spokojnym wyrazie twarzy i takich samych ruchach. Mówi spokojnie że zabił cztery osoby. Ma jedynie pretensje do przeszukania osobistego. Że nie delikatnie. A on przecież przyszedł sam. Będzie współpracował. Wszystko dokładnie wyjaśni. Widz przeżywa co najmniej zdumienie. W typowym kinie akcji byłaby wielka pogoń przez pół miasta. Ileś zniszczony aut, jacyś zakładnicy. Fajerwerki, huk strzałów, krew. A tu? Cisza. Spokojny człowiek, który przyszedł i spokojnie powiedział co zrobił. A powiedział to tak jakby wszedł do sklepu kupić codzienny chleb. Po czym słyszymy jego chyba jedyną refleksję w ciągu trzech godzin, „Panowie, nie zrozumcie mnie źle, ale nie zrozumiecie tego co nas łączyło. Nie zrozumiecie naszych relacji”.

Kino rumuńskie jest coraz bardziej zauważalne w kinematografii europejskiej. Słychać coraz częściej opinię iż jest to kino świeże, wnoszące coś nowego. Będące Nową Falą. Jaka to będzie fala? Każdy z nas może usłyszeć jej przypływ. „Aurora” po polsku znaczy świt, jutrzenka. Jakie znaczenie dla filmu ma ten tytuł? Jeszcze nie odkryłam. Produkcję miałam przyjemność obejrzeć w ramach mini Festiwalu, pt. „Przystanek Rumuńskiego Kina”. Pokazy miały miejsce w czterech miastach Polski w tym we Wrocławiu.

Autor: beatrix

OCENA: 8/10

Zdjęcie: Wikipedia

Twoja ocena: Brak Średnia: 6

Dodaj nową odpowiedź

WskazówkiWskazówki
CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na poniższym obrazku.
By submitting this form, you accept the Mollom privacy policy.

Serwis używa plików cookie, które są niezbędne do komfortowego korzystania z portalu, m.in. utrzymania sesji logowania. Możesz w dowolnej chwili zmodyfikować ustawienia cookie w swojej przeglądarce. Aby dowiedzieć się więcej przeczytaj informacje o cookie.