Płatny kiler wykonujący ostatnie zlecenie przed udaniem się na zasłużona emeryturę. Brzmi znajomo? Zdecydowanie i wydaje się już dość wyeksploatowane przez kino. Jednak nie dla Antona Corbijna. Co ciekawe reżyser pokazuje, że ten temat nie musi być tak oklepany jak by się mogło wydawać. „Amerykanin” – bo taki nosi tytuł najświeższe filmowe dzieło Crobijna – rysuje losy zabójcy na zlecenie w nieco innym –może dla niektórych świeższym a dla innych po prostu odmiennym- niż dotychczas przedstawianym świetle.
W pierwszych minutach filmu pada kilka strzałów a za nimi kilka trupów. Wydawać by się mogło – kino szybkiej akcji, zabójcza sensacja, mroczny thriller- nic z tych rzeczy. W prawdzie główny bohater Jack (George Clooney) podczas seansu często dzierży broń w dłoni, czasem doświadczymy widoku krwi, zdarzają się sceny pościgów a nawet momentami przewija się burdelowy seks bez zobowiązań, to jednak gatunek można by określić jako ciężki i trudny w odbiorze. Jest to bowiem nostalgiczna, tocząca się z wolna, pełna zagadek i pytań pozostawionych bez odpowiedzi historia zmęczonego morderczym (w dosłownym tego słowa znaczeniu) fachem szpakowatego mężczyzny koło 50tki, który znajduje chwilowe schronienie we włoskiej prowincji przed dybiącymi na jego życie zabójcami ze Skandynawii. Jednak owego zmęczonego i szpakowatego mężczyznę koło 50tki gra przecież nie kto inny jak George Clooney. I to właśnie on sprawia ze cały film nabiera niesamowitego klimatu. Jego wyraz i mimika twarzy, osobliwe gesty oraz świetny kunszt aktorski powodują ze nikt inny nie wcieliłby się lepiej w rolę wypełnionego wewnętrznym bólem i osamotnionego na każdej płaszczyźnie życia głównego bohatera. Właśnie ze względu na naturalność postaci przestajemy poniekąd przykładać większą wagę do pozornie nudnej fabuły. Nie ona staje się najważniejsza lecz los zwykłego człowieka postawionego w trudnej do określenia ale na pewno ciężkiej sytuacji w konkretnym miejscu i czasie. To on sam staje się zagadką którą widz stara się rozwiązać ale bez rezultatu. Niedostępny i nieufny, momentami wydaje się wręcz cierpieć na manię prześladowczą co i rusz oglądając się za plecy podczas uskuteczniania dyskretnego chodu przez malownicze uliczki włoskiego Castelvecchio.
Na szczególną uwagę zasługują obrazy natury i niezwykle klimatyczny krajobraz występujący w tle akcji filmu. Anton Corbijn głownie znany z wykonywania ciekawych, dobrze wysmakowanych fotografii stanął na wysokości zadania i doskonale przedstawił obraz Abruzji w obiektywie kamery. Bohater Jack wiecznie ostrożny, spięty i skoncentrowany na otoczeniu wydaje się nawet momentami lekko zrelaksowany wśród przepięknie pokazanej natury okolic jednej z tradycyjnych włoskich prowincji. Wszystkiemu nadaje odpowiedni klimat muzyka stworzona przez Herberta Grönemeyera która w połączeniu ze z wolna płynącą fabułą skłania i nastraja do głębszych refleksji.
Ogólny obraz postaci granej przez Clooneya i cała otoczka wokół niego trochę przypomina mi wątki z włoskich westernów Sergio Leonego. Nikomu nieznany bezimienny strzelec na koniu przybywa do małego miasteczka i choć wydaje się ze może czuć się bezpieczny to i tak wciąż trzyma jedną dłoń na swoim rewolwerze gotowy w każdej chwili wysłać kulę w kierunku zagrożenia.
Dla jednych Jack, dla drugich Edward a dla jeszcze innych Pan Motyl albo po prostu L`Americano. Nikt nie zna jego tożsamości co powoduje ze każdego intryguje. Jednak sam film nie okaże się kinem dla wszystkich co może odbić się nie wygórowanymi ocenami – a to błąd. Pozycja szczególnie dedykowana tym dla których Clooney to nie tylko chodzący seks i śnieżnobiały błysk uśmiechu.
Autor: Marek Cecko
OCENA: 7/10
Zdjęcie: Wikipedia
Komentarze do filmu:
Bardzo dobre kino. Bez fajerwerków, bez niepotrzebnej strzelaniny na każdym kroku. Autor filmu pokazuje nam, że płatni mordercy też mają swoje rozterki potrafią się bać, a ich życie to ciągły stres.
Poniżej ktoś napisał, że film był nudny i taki rzeczywiście może być dla kogoś kto spodziewał się film akcji. "Amerykanin" to film skłaniający do przemyśleń, nie dla każdego.
Chciałem recenzować ten film, ale już widzę, że ktoś mnie ubiegł. Nie przepadam za recenzjami tego typu gdzie pisze się dużo o fabule, nie dostrzegłem tutaj burdelowego sexu, Corbijn nie jest fotografem, autor clipów, niezłego "Contol" o Joy Division, film , który warto obejrzeć dla faktycznie tylko dla Clooney'a oraz pięknych ujęć życia małomiasteczkowego we Włoszech, niezły akcent włoski Clooney'a, wszak na stale mieszka w Toscanii, film niszowy ale gorąco polecam.
mylisz się, Corbijn jest fotografem, fotografikiem, reżyserem.
Mnie osobiście film się nie spodobał i był wręcz tak nudny, że po jakimś czasie wyłączyłam go, bo żal mi było dnia.
Dodaj nową odpowiedź