Są takie miejsca na ziemi, gdzie poranny śpiew ptaków niesie się kilometrami. Gdzie zwierzęta na śniadanie spijają poranną rosę z egzotycznych roślin. Miejsca, gdzie fauna i flora stanowią oszałamiającą feerię barw. Panuje tam zrozumienie, przygoda i wolność.
W takim właśnie miejscu urodził się Blu - główny bohater filmu "Rio" - piękna niebieska papuga.
Niestety jego beztroskie dzieciństwo w urokliwej dżungli zostaje przerwane. Handlarze zwierząt wywożą go do Stanów Zjednoczonych. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności papuga trafia do rąk Lindy. Dziewczyna udomawia egzotycznego ptaka. Stają się nierozłączni, świetnie się rozumieją, są przyjaciółmi. Blu jest bardzo mądrą papugą, która świetnie sobie radzi w świecie ludzi. Potrafi pić przez słomkę, samodzielnie otwiera i zamyka swoją klatkę itp.
Gdyby film miał premierę w polskich kinach to pewnie byśmy musieli się nasłuchać i naczytać o pogromcach "Zabójczej broni". Na szczęście do premiery póki co nie doszło, bo fani Gibsona i Glovera zniewagi by nie znieśli. Film obejrzałem i pomimo formy rozrywkowej jaką prezentuje, to wcale się nie rozerwałem jakoś. Może najwyżej na jakieś 15 minut, nie za wiele prawda?
Bruce Willis zasłużył sobie na emeryturę. Widzieliśmy go w rolach, które na stałe zapisały się w kartach historii. Oczywiście pierwsze skrzypce gra ironiczny John McClane ze "Szklanej Pułapki", ale przecież inne produkcje również trzymały wysoki poziom ("Zabójczy numer", "Sin City", "Niezniszczalny", "Szósty zmysł", "Armageddon", "Piąty element", "Szakal").