"Zielona mila" skrawek ludzkości. Ostatni port. W oddali łypie szklanym okiem wiekowa latarnia morska. Stare mewy przylatują tu po ciszę. Kamienisty brzeg nie przykuwa uwagi swym młodym pięknem, które dawno odeszło. Ścieżki życia są pogmatwane i niepewne jak wiara drżąca w sercu. Jak dąb pooranny zmarszczkami słońca i deszczu. Zimy i lata. Czas stawia nieubłagane kroki. Nie ma możliwości zatrzymania. Czas to mityczny atlas. Wielkolud którego nie sposób ogarnąć. Wzrokiem, myślą.
Dokładnie pamiętam z jaką niechęcią szedłem na pierwszą część Iron Man-a. Super-bohaterowie w stylu Supermana, Spidermana, Batmana i innych to nie moje feng shui, jak mawia moja koleżanka. Jakie było moje zaskoczenie gdy po kilkunastu minutach ocknąłem się w świecie nietuzinkowego komiksu zapewniającego dobrą zabawę w otoczeniu obsady aktorskiej na wysokim poziomie.
Przy Iron Man 2 znalazłem się w sytuacji odwrotnej. Zachęcony pierwszą częścią szedłem na seans „szybkim krokiem” w oczekiwaniu na coś co w futurystyczny sposób oderwie mnie od realnego świata choć na sekundę.