Film o niczym. Tak właśnie pomyślałem gdy zobaczyłem napisy końcowe. Zmarnowałem czas na tym polskim filmie, który opowiada o kibicach piłkarskich jednej z drużyn grającej w klasie B.
No dobra, przyznaję się od razu, że żaden ze mnie wielki fan piłki nożnej. Oglądam zawsze mecze naszej reprezentacji i to mi w zupełności wystarcza jeśli chodzi o ten sport. Nie rozumiem z kolei ślepej miłości do lokalnych drużyn i tego całego bzika na tym punkcie. Dla mnie ta postawa jest zupełnie niepoważna i raczej kierowana dla młodzieży i dzieci niż dorosłych facetów lub kobiet.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych i na początku następnej dekady w polskim kinie królowały gangsterskie komedie: Kiler, Chłopaki nie płaczą, Poranek kojota. Potem przyszła kolej na komedie romantyczne, a gangsterzy trochę spadli z piedestału. Jednakże w 2007 roku udało się wyprodukować obraz, który trafił do kin, a mający na celu ukazanie kulisy mafii pruszkowskiej. Efekty można podziwiać w filmie Świadek koronny. Niestety, mimo że hasła reklamowe obwieszczają, iż opowiedziana historia została zainspirowana faktami, to właśnie najbardziej brak temu obrazowi autentyczności.
Cezary Pazura po raz pierwszy po drugiej stronie kamery. Przed premierą wielki szum a iskry z tego medialnego ogniska wyskakiwały prawie z każdej telewizji. Sam reżyser przekonuje z pewną dozą kokieterii :”Nie spodziewajcie się cudu, to po prostu jest dobre kino”. Kierując się sprawnie zmontowanymi zwiastunami w których słyszymy ,że to nie „Matrix”, że to nie „Pulp Fiction”, to jest„Weekend” ostatecznie powiedziałem sobie tak, chce to zobaczyć. I co?
Dziwię się sama sobie z racji tego, że ten film pojawił się w moim repertuarze. Podziękowania tutaj kieruję znajomym, którym udało się mnie zaciągnąć do kina. Praktycznie znalazłam się na nim totalnie przypadkowo, nawet nie do końca wiedząc o czym jest produkcja. A jak niektórzy już wiedzą jestem przeciwniczką polskich komedii. Fabuła – obraz kiboli polskich, dość nietypowa, bo nie spotkałam się nigdy z czymś podobnym, jest jakby to ująć jednym słowem – przewidywalna. Film toczy się wokół jednego tematu, moim zdaniem pokazując go z trochę innej perspektywy. A to dlaczego?
„Wreszcie prawdziwa komedia” to hasło reklamowe najnowszej polskiej produkcji „Ciacho” jednoznacznie sugerujące eksplozję na którą wszyscy czekają. Do mnie tego typu zapowiedzi nie przemawiają ale skłamałbym gdybym powiedział że szedłem do kina z przymusu. Bo któż z nas nie ma czasami ochoty na zerknięcie na to co jest obecnie śmieszne na naszym lokalnym podwórku.
Poza tym nazwisko reżysera nie było mi obojętne. Patryk Vega, twórca m.in. niezwykle przejmującego sensacyjnego obrazu Pit Bull to postać obracająca się w sferze kryminalnych opowieści która tym razem postanawia zmierzyć się z komedią. Nie odbiega jednak daleko od swoich poprzednich scenariuszy bowiem w „Ciachu” jak zwykle opowiada o policjantach.
CIACHO to ekscytująca, pełna zaskakujących zwrotów akcji i dowcipnych dialogów komedia o trzech zwariowanych braciach, którzy zrobią wszystko, by wyciągnąć ukochaną siostrę z tarapatów.
Patryk Vega zaprosił do udziału w tym filmie najbardziej gorącą plejadę polskich gwiazd i zadbał o to, by widzowie zobaczyli aktorów tym razem z zupełnie innej niż dotychczas strony.
Fabuła filmu na razie owiana jest tajemnicą. Wiadomo jedynie, że trzej zwariowani, trochę nieporadni bracia (Bosak, Karolak, Małaszyński) wywracają świat do góry nogami, by wyciągnąć z tarapatów swoją zabójczo seksowną i ostrzejszą niż niejeden facet siostrę (Żmuda-Trzebiatowska).