"Zielona mila" skrawek ludzkości. Ostatni port. W oddali łypie szklanym okiem wiekowa latarnia morska. Stare mewy przylatują tu po ciszę. Kamienisty brzeg nie przykuwa uwagi swym młodym pięknem, które dawno odeszło. Ścieżki życia są pogmatwane i niepewne jak wiara drżąca w sercu. Jak dąb pooranny zmarszczkami słońca i deszczu. Zimy i lata. Czas stawia nieubłagane kroki. Nie ma możliwości zatrzymania. Czas to mityczny atlas. Wielkolud którego nie sposób ogarnąć. Wzrokiem, myślą.
Kolejna amerykańska produkcja nakręcona dla mniej wymagających widzów. Nie znajdziecie tutaj porywającej akcji, wciągająca fabuła to też nie ten film. Obraz współczesnej młodzieży zza oceanu został przedstawiony w prosty nie zmuszający do refleksji sposób.
Emma Stone wciela się w rolę Olive - zwyczajnej licealistki, która staje się ofiarą własnej plotki zyskując tym samym sławę wśród rówieśników. Fikcyjna utrata dziewictwa wynosi ją na sam szczyt szkolnych języków. Wiadomość bardzo szybko się rozchodzi docierając nawet do uszu szanownego grona pedagogicznego.
Po obejrzeniu 10 minut filmu miałem wielką nadzieję, że dostałem w swoje łapska dzieło z gatunku cyniczno-ironiczno-prześmiewczego, które z wielką radością oglądnę w przyszłości jeszcze wiele razy. Tak właśnie reaguję na tego typu filmy, wracam do nich wielokrotnie, aby nic mi nie umknęło. "Co nas kręci, co nas podnieca" Woodyego Allena zapowiadał się znakomicie, niczym hamburger z McDonald's na billbordach. Ale niestety z biegiem czasu, ten wysoki, otwierający scenariusz poziom opada i opada, aż w pewnym momencie nawet nuży. Szkoda.