Rzadko zdarza mi się oglądać filmy z gatunku science-fiction. Jeśli jednak zdecyduję się już jakiś zobaczyć musi to być prawdziwa perełka gatunku. I taki właśnie jest film Luca Bessona „Piąty element”, który można nazwać już filmem kultowym.
Pamiętam jak dziś gdy to w 1997 roku zakupiłem konsolę do gier PSX od Sony wraz z dwiema grami. Jedną z nich był "Resident Evil" z gatunku survival horror, który wtedy jeszcze raczkował. W tamtym okresie gra była wielkim hitem o którym słyszał każdy miłośnik gier video. Ja natomiast ze spoconymi dłońmi i ciarkami na plecach spędzałem długie godziny po nocach nad tym fenomenalnym tytułem. Mija 5 lat i w roku 2002 powstaje pierwszy film o wciąż głodnych zombie z Racon City. W ten sposób producenci znaleźli sprawną i wydajną maszynkę do zarabiania gotówki, więc powstały później 3 kontynuacje a obecnie gościmy w kinach część czwartą tej serii.
W dzisiejszych czasach, w dobie kina na masową skalę twórcy filmowi sięgają po co raz to nowsze środki ujarzmienia naszej percepcji.
Za wszelką cenę starają się wywrzeć jakiekolwiek wrażenie posługując się metodami którym daleko do uczciwych. „Czwarty Stopień” Olatunde Osunsanmi-ego właśnie do takich należy. Widz od pierwszych minut wciągany jest w spiralę pseudoautentycznych wydarzeń a wypowiadane na samym wstępie przez odtwórczynię głównej roli Millę Jovovich zdanie: ”sami zdecydujcie w co chcecie uwierzyć” niewinnie sugeruje, iż opowiadana historia należy do prawdziwych.