Reklama dźwignią handlu. Nabrałem się i ja. Wczoraj, z liczną grupą znajomych wpadłem do Cinema City na nowego Bonda – mowa oczywiście o Skyfallu. Godzina 20.30, sala pęka w szwach. Dawno nie widziałem tylu ludzi w kinie, ale nie ma się co się dziwić. Wyśmienity zwiastun, świetna piosenka Adele promująca tytuł i dobra obsada aktorska robią swoje. Producent zapewnia, że przez ponad 2 godziny nie przyjdzie się nam nudzić. Kuszą również wysokie noty na Filmwebie i jeszcze wyższe na IMDB. Dlatego też, choć fanem serii o najbardziej znanym agencie brytyjskiego wywiadu nie jestem, tym razem postanowiłem obejrzeć dzieło na wielkim ekranie.
Kolejna udana ekranizacja losów kobiety uwikłanej w odwieczną wojnę jaką toczy każdy z nas. Wojnę emocji i rozumu. Jej losy są osadzone w epoce pałaców, dorożek, ale i wielkiej biedy. Los płci pięknej tej epoki zależy od urodzenia - dla kobiet z wyższych warstw. Dla reszty los jest bardziej surowy.
Jane jest kobietą o porcelanowej cerze, urodzie nie porywającej. Lecz posiada magnetyzm który każe patrzeć w głębokie i łagodne oczy. Za łagodnością dostrzec można upór dbania o swą godność. Usta wyrażają się oszczędnie. Oczy za nie przemawiają. Jane traci rodziców, jej los zależny jest kaprysów ciotki. Ciągłe upokorzenia ze strony dzieci ciotki doprowadzają do usunięcia Jane z domu. Traci też przyjaciółkę. Straty każą jej nieustannie czuwać na kolejny cios.