Do obejrzenia tego filmu skłonił mnie fakt, iż rolę główną w filmie gra Kevin Costner, którego uważam za całkiem dobrego aktora, który zazwyczaj gra w sensownych filmach. Dodatkowo przeczytałam bardzo krótkie streszczenie fabuły i zapowiadało się naprawę nieźle.
Niestety ten film to jedna wielka porażka. Samotny ojciec dwójki dzieci przeprowadza się wraz z nimi do wielkiego domu, w którym można dostać zawrotu głowy od ilości pomieszczeń. Do tego dom oczywiście stoi na totalnym odludziu, bo przecież to takie normalne, że dzieci potrzebują izolatki, a nie kontaktu z rówieśnikami.
Specem od horrorów nigdy nie byłem i zapewne już nie będę. Jest to dla mnie gatunek, który w znacznej części opiera się na powtarzaniu tych samych scenariuszy. Ostatnie lata tego gatunku to po prostu płycizna fabularna na poziomie Rowu Mariańskiego. Zazwyczaj flaki, krew, flaki, tasaki, flaki, piły, flaki, noże i przeróżne techniki ciosania, cięcia, krojenia, kłucia ciała człowieka jakie można sobie tylko wyobrazić by ujrzeć w pełnej okazałości...flaki. Czy to jest straszne? Nie, to jest odrażające, odpychające i niesmaczne. Takie są głównie obecne horrory i na szczęście póki co udaje mi się ich unikać. Uff...